7. WAS ERNSTES

do 7 gn — kopia

[…]

Remember the days, we needed everyone,

everybody needed you and me.

If I needed salt, I knew where to go for it,

they knew where my door was, too

[…]

– Odbierz ten cholerny telefon! Dzwoni od godziny…

– Oj dobra. Czego się od razu wydzierasz? – Parsknęła brunetka zdejmując słuchawki z głowy.

– Halo… – niechętnie odebrała.

– Pani w najlepsze się bawi, a pani mąż w tej chwili umiera! – Odezwał się w słuchawce nieznajomy głos.

– Ale to chyba pomyłka. Ja przecież … – zaczęła się tłumaczyć, ale głos jej przerwał.

– Leć tam głupia kretynko! Jeszcze zdążysz go uratować! – Przeraźliwie ktoś wrzasnął i po czym rozłączył się.

Wstała raptownie i wybiegła z mieszkania. Biegła tak szybko ile miała sił w nogach. Nie wiedziała dlaczego, ale gdzieś w oddali słyszała dobrze jej znany utwór.

[…]

Nanana nana, nanana nana

Nanana nana, nanana

Tell me what it is that brings me back to you

Tell me what it is I can’t stop loving you

Tell me what it is that brings me back to you

Tell me what it is I can’t stop loving you

[…]

Deszcz lał okropnie i było przeraźliwie zimno. Wbiegła po starych, betonowych schodach i popchnęła rękoma mocno stare, ciężkie, drewniane drzwi. Opadła na brudną i zimną posadzkę. Była wykończona, jakby przebiegła maraton. Przetarła dłonią mokrą jeszcze od deszczu twarz, usiadła na moment i rozejrzała się dookoła. Wnętrze sugerować mogło placówkę medyczną. Powojenny, zniszczony szpital. Wstała i dopiero teraz dostrzegła, że wybiegła z domu w białej, krótkiej, atłasowej koszulce nocnej, a na dodatek była boso. Poprawiła mokre, potargane od wiatru włosy.

– Halo! Jest tu kto? – Wolała idąc, o dziwo dobrze oświetlonym, pustym korytarzem. Był bardzo długi, a zarówno po jego lewej jak i prawej stronie znajdowało się z tuzin zamkniętych, starych, obdrapanych białych drzwi.

– Podobno mój mąż miał wypadek. Dzwoniono do mnie, miałam przyjść więc jestem! – Krzyczała idąc cały czas korytarzem przed siebie.

– Boże, gdzie ja jestem? – Zatrzymała się w połowie i chwyciła się za głowę, zaczynała panikować. W tej samej chwili usłyszała znane jej takty melodii. Spojrzała się za siebie. Wytężyła słuch i wtedy usłyszała

[…]

Kiss me, thrill me, don’t say goodbye

hold me, love me, don’t say goodbye

oh, oh, oh don’t say goodbye

But I can’t help myself, and I can’t stop myself

I am going crazy

I cannot turn my back, I’ve got to face the fact

Life without you is hazy

[…]

Kiedyś kochała ten utwór, ale tym razem nie śpiewał go z pewnością Angelo, to był…

– Paddy!-.Krzyknęła sama do siebie i pobiegła w kierunku skąd słyszała muzykę.

– Paddy, słyszysz mnie? – Podbiegła do drzwi, za którymi słychać było piosenkę. Były całkowicie inne od pozostałych: mocne, ciemno-brązowe, bogato zdobione z witrażami z końca XIX wieku. Chwyciła za mosiężną klamkę, nacisnęła i nic. Jeszcze raz i jeszcze, próbowała naprzeć barkiem na drzwi, ale nic z tego. Osunęła się po drewnie, usiadła na zimną posadzkę i zaczęła płakać z bezradności. Przez cały czas krążyły jej w głowie słowa: „Jeszcze zdążysz go uratować!”. Otarła łzy, zwlekała się z podłogi, przejechała palcem po ozdobnej szybie. Rozejrzała się po korytarzu, podbiegła do stojącego nieopodal zużytego już wieszaka na kroplówki. Stanęła naprzeciw drzwi i z impetem huknęło metalem w witraż, który rozpadł się w drobny mak. Odrzuciła złom gdzieś na bok i nie zwracając uwagi na poharatane przedramię włożyła dłoń w otwór po szybie i od kluczyła zamek w drzwiach.

Wbiegła do środka gdzie panowała przeraźliwa ciemność. Przez jej ciało przeszły dreszcze niepokoju. Poprzez gęstą mgłę dostrzegła wątłą smugę miedzianego światła. Bez chwili wahania pospiesznie udała się w danym kierunku. Zimne krople ponownie zaczęły spadać na jej ciało, chłodny wiatr przeszywał ją na wskroś. Odchyliła głowę do tylu…

– Gdzie ja jestem? Do diabła! – Wrzasnęła poirytowana.

Rozejrzała się, chyba już setny raz, wokół siebie. Zorientowała się, że ponownie jest na dworze. Okolica była nieznajoma, ulica pusta, a ona szła chodnikiem niepewnym krokiem przed siebie. Nagle spostrzegła nieopodal po jej prawej stronie wielką, betonową, starą cmentarną bramę. Nierozsądnie, bez rozejrzenia się przebiegła na druga stronę jezdni i weszła na teren cmentarza. Skrzywiła się wchodząc bosą stopą w błoto. Spojrzała na wprost i ujrzała małą grupę osób stojących wokół jakiegoś czarnego samochodu. W pierwszej chwili zdziwiła się, jaki kretyn parkuje swój wóz na terenie cmentarza i to centralnie przy ścianie kaplicy. Podchodząc bliżej usłyszała strzępki wypowiedzi…

– On tego nie przeżył?

– Już po nim!

– Nie miał szans.

Nieświadomie zrobiła kilka kroków w stronę samochodu. Rzeczywiście mercedes był w kiepskim stanie, ktoś musiał z dużą siłą uderzyć w mur, przynajmniej ona tak sądziła po uszkodzeniach samochodu.

– Zawiadomił ktoś służby? Przecież trzeba pomóc temu człowiekowi – Zwróciła się do nieznajomych, ale nikt nie odpowiedział.

– Pieprzeni imbecyle! – wrzasnęła i podeszła do drzwi od strony kierowcy. Z trudem od szarpnęła je by dostać się do środka. Po posturze i ubraniu stwierdziła, że kierowcą jest mężczyzna. Był nieprzytomny. Wiedziała, że nie powinna go ruszać bo potencjalnie mógł mieć wszelkie urazy ciała w tym też kręgosłupa. Nie wiedząc dlaczego jednak to zrobiła.

– Czy pan mnie słyszy? – Zwróciła się do mężczyzny podnosząc mu głowę z kierownicy, a raczej z czegoś, co kiedyś było poduszką powietrzną.

Nic nie odpowiedział. Oparła jego głowę o zagłówek fotela. Wytarła palcem jego policzek z lepkiej i cieplej krwi. Sprawdziła tętno, było! Słabo wyczuwalne, ale jednak!

– Co ja mam z tobą zrobić? Nie wiem co i jak! Boże! – spojrzała na jego twarz, dopiero doszło do niej kim ten człowiek jest. – Paddy! – Przeraziła się. Ostrym kawałkiem zbitej szyby przecięła pas bezpieczeństwa i wiedząc, że to bardzo nierozsądne ostatkiem sił wyciągnęła go z pojazdu.

Opadła na kolana nie zważając na błoto. Nie miała ze sobą telefonu, nie miała jak wezwać pomoc. Podtrzymywała w objęciach mężczyznę i wiedziała tylko to, że nie mogła pozwolić by tak skończyło się jego życie.

– Paddy! Paddy, proszę cię obudź się… otwórz oczy – szlochała patrząc na sino-bladą twarz bruneta. – Błagam cię nie odchodź! Słyszysz? Nie pozwolę ci tak po prostu zniknąć z mojego życia! – Potrząsała histerycznie mężczyzną. – Do cholery nie bądź pieprzonym egoistą! Miałeś mi pokazać czym jest szczęście i prawdziwa miłość! Nie poradzę sobie bez ciebie! Słyszysz? Nie poradzę sobie bez ciebie! – Schyliła głowę, a łzy zaczęły kapać na jego usta.

– Nie płacz… – usłyszała cichy, słaby męski głos.

– Boże, jesteś! – Rozpłakała się jeszcze bardziej, ale już odetchnęła z ulgą.

– Jestem… Co ja narobiłem? Znowu? – Wychrypiał krzywiąc się z bólu.

– Wszystko się ułoży… Obiecuję – pocałowała go w czoło.

– Nie odejdziesz? – Zapytał niczym przestraszone dziecko.

– Nie odejdę… Chociaż będzie się wszystko palić i walić i tak będę z tobą – zapewniała mężczyznę.

– Dziękuję ci… jestem twoim dłużnikiem – spojrzał się na kobietę swymi granatowymi oczami.

– Po prostu bądź – uśmiechnęła się smutno i pocałowała jego usta. Były ciepłe, pełne uczuć , których tak bardzo potrzebowała. Zupełnie inne niż…W tej samej chwili poczuła gwałtowne szarpnięcie i co najmniej kilka kobiecych głosów, które zgodnie chórem krzyczały.

– Odejdź od niego! Zostaw go! …Jak mogłaś mi to zrobić! Nie spodziewałam się tego po tobie!

Jacyś obcy mężczyźni odciągnęli ją od bruneta i wyprowadzili poza teren cmentarza.

– Zostawcie mnie! Słyszycie? Zostawcie! Trzeba go ratować – próbowała się wyswobodzić, ale zamiast tego poczuła mocne potrząsanie…

– Nadia! Nadia, obudź się do cholery! – usłyszała znajomy głos.

– Gdzie ja jestem? – Otworzyła oczy i zapytała się nieprzytomnym głosem.

– Jesteś w swoim pokoju… Spokojnie, jesteś bezpieczna – Krystian czule pogładził dziewczynę po włosach.

– Dobrze, że to tylko sen – przejechała dłonią po mokrym policzku.

– Krzyczałaś więc wbiegłem tutaj, rozbiłaś szklankę… Zobacz, masz poharatane całe przedramię. Nie mam pojęcia jak ty to zrobiłaś… – mówił kojącym, spokojnym tonem. – Znowu męczą cię koszmary? – Zapytał z troską.

– Wierzysz w przeznaczenie? W sny, nie wiem w jakieś cholera przeczycie? – Zaśmiała się ironicznie.

– Przestań – Przystopował ją. – Boję się jak mówisz w ten sposób… Te same słowa wypowiedziałaś w nocy, przed twoim wypadkiem – Krystian nerwowo poderwał się z łóżka. – Przyniosę ci wodę i plastry… potem się przebierzesz. Jesteś tak mokra, jakbyś na deszczu stała – zauważył blondyn po czym wyszedł z pokoju.

[…]

So darling, darling

Stand by me

Oh, stand by me

Oh, stand

Stand by me

Stand by me

[…]

Usłyszała, w słuchawkach leżących obok niej na poduszce cichą, męską chrypę…

– Oj przymknij się Jimmy – zmarszczyła brwi i z impetem rzuciła odtwarzacz mp3 o ścianę.

Podciągnęła się wyżej, oparła się o zimną ścianę pokoju, podkurczała kolana pod brodę.

– Trzymaj się wariacie. Słyszysz? Wszystko będzie dobrze, musi być… – wyszeptała ze strachem wspominając zdarzenia z koszmaru.

Chciała wierzyć w to, że to tylko zły sen…

~*~*~

Monachium, około 7 rano…

Jimmy przewracał się z boku na bok i tak już od czterech godzin. Za dużo stresu, w dodatku ten nieszczęsny SMS od brata. Miał jednak nadzieję, że treść nocnej wiadomości była jedynie chwilową słabością Paddy’ego i nic nie ma wspólnego z prawdą. Z pewnością w najbliższych 24 godzinach wszystko się wyjaśni…

– Jimmy! Jimmy! Nie słyszysz? Twój telefon cały czas dzwoni. Odbierz wreszcie albo wyłącz go! – Meike wbiegła rozwścieczona do sypialni i stanęła obok łóżka z założonymi rękoma na piersiach. – James, idioto! Odbieraj – pacnęła go ścierką w głowę na rozbudzenie.

– Ojjj już! – Otworzył jedno oko i sięgnął po telefon. – Halo… – wychrypiał zaspany nie patrząc na wyświetlacz.

– Czy dodzwoniłam się do kogoś z rodziny Michaela? – Nieznajomy kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie słuchawki.

– Zależy o co chodzi i skąd ma osoba ten numer – podrapał się po skroni ziewając.

– Veronica Weier, stażystka chirurgii i ortopedii w szpitalu … – zaczęła się przedstawiać, ale mężczyzna przestał ją chwilowo słuchać. Pospiesznie wstał z łóżka i zaczął się ubierać.

– James Kelly, jestem bratem … – zaczął nerwowo odpowiadać.

– W takim razie proszę przyjechać do szpitala, tam pana pokierują do lekarza prowadzącego… – wyjaśniła kobieta.

– Czy on żyje? Co się stało? – Miotał się ubierając się w pośpiechu.

– Nie mogę udzielać informacji przez telefon, do zobaczenia – rozłączyła się.

– Cholera jasna – schował telefon do kieszeni spodni, założył koszulkę i buty i wybiegł do przedpokoju.

– Co się dzieje? Komu się coś stało? – Meike biegła po schodach za mężem.

– Paddy jest w szpitalu – rzucił wychodząc z domu.

– To zadzwoń jak się czegoś dowiesz! -zawołała, ale już nic nie odpowiedział tylko odjechał z przed domu z piskiem opon.

Całą drogę do szpitala przejechał chyba na jednym wydechu. W głowie mu huczało … Wpadł na OIOM, jak przez mgłę pamiętał rozmowę z lekarką… Stan ciężki: liczne urazy głowy; pęknięcia oczodołu; złamany nos; powybijane zęby; wzrost ciśnienia tętniczego co sugerować może krwotok wewnątrzczaszkowy; uszkodzenia mięśni, krążków międzykręgowych, nerwów lub ścięgien okolicy szyi; złamane żebra, obojczyk; stłuczone płuca; pęknięta śledziona; i kilka złamań lewej nogi tak zwane złamanie z przemieszczeniem… podtrzymywany w śpiączce farmakologicznej..

Jimmy opadł na ziemie obok oddziału. Pozwolili mu jedynie spojrzeć na brata przez szybę… widok był dość marny.

Musiał przeżyć, przecież to Paddy. On zawsze spadał na cztery łapy… A teraz nic nie było pewne.

Oparł głowę o zimną ścianę… musiał powiadomić rodzinę i Joelle.

Wyciągnął telefon i wybrał numer Patricii. Po pół godzinie była już w szpitalu, gdzie po streszczeniu przez Jimma rozmowy z lekarzem, sama miała coraz czarniejsze scenariusze dla życia brata.

– Patricia, weź nie świruj … Paddy jest twardy. Wyliże się z tego – rzucił nerwowo Jimmy po kolejnym dramatycznym zdaniu siostry.

– Tak, masz rację… – przymknęła oczy. – Joelle wie? – Spojrzała na brata. – Trzeba jej powiedzieć …

– Chyba jeszcze nic nie wie… Lepiej będzie jak do niej pojadę. Pewnie jest w domu i się zamartwia – mruknął pod nosem.

– Tak, jedź… w razie czego będę cię informować na bieżąco – położyła dłoń na ramieniu brata.

~*~*~

 

Monachium, około godziny 13…

Jimmy zaparkował przed domem Patricka i Joelle. Oparł głowę o zagłówek fotela, zastanawiając się intensywnie, co tak naprawdę ma jej powiedzieć: wszystko, czy może cześć, mówić jej też o wiadomości od brata? Przetarł dłonią zmęczoną twarz, wysiadł z samochodu i wolnym krokiem powlókł się do drzwi. Zapukał, ale nie otworzyła. Zdawało się jednak, że po drugiej stronie drzwi ktoś jednak jest…

– Joelle otwórz… wiem, że tam jesteś. Musimy porozmawiać, to ważne – Jimmy pochylił głowę w stronę drzwi, starał się aby każde jego słowo brzmiało spokojnie, ale stanowczo.

– Nie chcę rozmawiać o moich problemach małżeńskich – otworzyła niechętnie, otulając się szczelnie szlafrokiem.

– Mogę wejść? – Odchrząknął zirytowany, a ona bez słowa wycofała się w głąb holu. – Wiesz może gdzie jest Paddy? – Zaczął niepewnie, badając grunt.

– Nie wysilaj się z tą ściemą. Zdaję sobie doskonale z tego sprawę, że od razu z rana wpadł do ciebie by wylewać swoje żale, och jaka to ja okrutna – zaśmiała się kpiąco. – Nigdy nie potrafił zachować się jak prawdziwy mężczyzna…

– Serio? – Zapytał z ironią. – Nigdy złego słowa nie powiedział co do twojej osoby… – nadmienił próbując zachować spokój. – Paddy jest w szpitalu… – spojrzał na kobietę wymownie. – Może usiądziesz – zaproponował widząc jak zbladła.

– Nie wiedziałam… nie zadzwonił do mnie – opadła na stopień, na którym w nocy siedział jej mąż.

– Jego stan jest ciężki… liczne złamania, coś tam ma pęknięte więc musieli zrobić operację, krwiak w głowie … Kurwa, nie znam się na tym – przymknął oczy zażenowany. – Jest źle …

– Przeżyje? – Zapytała ze strachem.

– Póki co śpiączka i respirator… Najbliższe dni będą decydujące – wyjaśnił. – Mam nadzieję, że to tylko nieszczęśliwy wypadek.

– Co sugerujesz? – Spojrzała się przestraszona na rozmówcę.

– Ostatnio sporo na niego spadło… nie z jego winy. Mógł się załamać, został sam… albo komuś zależało by zniknął… – wycedził.

– Boże… – słowa szwagra uświadomiły jej pewną sytuację. – Wczoraj tylko jedna osoba nas odwiedziła…

– Nie ruszaj swojego samochodu, dla twojego dobra – poradził jej mężczyzna. Jeżeli potwierdzi się hipoteza, to jest tylko jedna osoba, której zależy na usunięciu jego brata…

~*~*~

Warszawa, około godziny 20…

Nadia przez cały dzień nie opuszczała pokoju. Miała kiepski humor i źle się czuła. Dręczyły ją wspomnienia snu z ostatniej nocy. Próbowała sobie wytłumaczyć, że to tylko sen, jakiś koszmar, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością … ona żoną Patricka. Zaśmiała się ironicznie.

– Hej. Jak się czujesz? – Ula weszła do pokoju. Przylecieli z samego rana, ale jakoś nie miały czasu pogadać. – Krystian coś wspominał, że znowu dręczą cię koszmary – westchnęła siadając obok siostry na łóżko.

– Przewrażliwiony jest – prychnęła lekko zirytowana.

– Martwi się o ciebie – pogładziła sióstr z uśmiechem po włosach. – Tym bardziej, że podobnie mówiłaś przed swoim wypadkiem… Nadia, o co chodzi? – Zapytała się z troską.

– Oj nic… po prostu banalny koszmar – zmrużyła oczy zawstydzona. – Ktoś do mnie zadzwonił, że zdążę go uratować… potem biegłam, trafiłam na jakiś pusty szpital… – zaczęła opowiadać.

– I tak przejęłaś się Paddym? – Ula spojrzała z niedowierzaniem na siostrę, gdy ona skończyła opowiadać.

– To wszystko było takie realne… czułam ten chłód, deszcz… widziałam go… – zagryzła wargę.

– Dużo ostatnio przeszłaś, psychika daje upust – westchnęła.

– Ej czytałyście?! – Kacper niczym huragan wpadł do pokoju.

– O co chodzi? – Ula aż podskoczyła ze strachu.

– Paddy podobno nieźle gdzieś przywalił… niektóre portale puszą nawet o jego śmierci, inne o stanie krytycznym – wyjaśnił. Po czym dziewczyny spojrzały się bez słowa na siebie.

– Wiedziałam … – Nadia zaczęła przeraźliwie szlochać.

– Ej przestań… Sprawdzimy oficjalne profile Kellych – Ula próbowała uspokoić dziewczynę, ale sama była w szoku. Może to zwykły zbieg okoliczności.

U Paddy’ego nic nie było napisane. Ula w pośpiechu weszła na facebookowy profil Patricii po przeczytaniu najnowszego postu zamarła.

– Rzeczywiście miał wypadek, ale żyje – wyszeptała Ula i pokazała pozostałym treść postu.

„Przez wiele lat dawaliście nam miłość. Tym razem proszę Was w imieniu własnym jak i rodziny o wsparcie i modlitwy w intencji szybkiego powrotu do zdrowia naszego ukochanego brata.

Walcz Paddy!

Proszę o uszanowanie naszej prywatności. Potrzebujemy przede wszystkim spokoju i zrozumienia.

Niech Bóg Was błogosławi, wasza Patricia.”

– O kurde… jest poważnie – Kacper skrzywił się.

– Będzie dobrze… Musi być – Nadia chyba zapewniała bardziej samą siebie niż kogokolwiek innego.

 

4 myśli w temacie “7. WAS ERNSTES

  1. Przeczytałam wszystkie części na raz i akurat w takim momencie się skończyło masakra powiem tobie że historia zapowiada się ciekawie trochę się boję o Padzika bo bez zębów już taki piękny nie będzie 😂 ale na poważnie akcję masz rodem z horroru mam nadzieję że nie dasz mu umrzeć
    on musi być z Nadią 😁

    Polubione przez 1 osoba

    1. Bardzo cieszę się, że czytasz 😉
      No fabułę ogólną mam tam jakąś wymyśloną, szczegóły cały czas same się tworzą 😉
      Spoko, Padzik powinien przeżyć… i otrzyma nowe zęby… stać go hahaha 😉
      Zawsze lubiłam pisać takie akcje 😉
      Zaskoczyłam mnie stwierdzeniem „on musi być z Nadią” … wow! Takie stwierdzenia już teraz? Szok 😉 Hmmm zobaczymy jak ułoży się ich relacja… Jest jeszcze Krystian, Ula no i Jimmy 😉
      Dziękuję, że jesteś ;*
      Buziaki :*

      Polubienie

Dodaj komentarz