19. MEMORIES

GN_19. KOPIA

Siedział na parapecie trzymając w zębach kolejnego z rzędu papierosa. Zegar na wyświetlaczu telefonu wskazywał 4:15. Niebawem pewnie będzie powoli świtać. Już kilka nocy nie mógł spać. W głowie układał różne, możliwe scenariusze jakie mogą wydarzyć się, gdy zacznie wdrażać swój plan w życie.

Przetarł zmęczone oczy, gdy po raz setny przeglądał kolejny profil Danki w innym już portalu społecznościowym. Skrzętnie zapisywał wszelkie informacje o niej: z kim się spotyka; podstawowe jej zainteresowania; gdzie najczęściej lubi przesiadywać w mieście; ulubione miejsca na wakacje; wszelkie czasami niepozorne wpisy tak bardzo dla niego w tym momencie znaczące…

Uśmiechnął się na myśl jak bardzo to było proste. Wystarczyło dodać ją do grona znajomych i zalajkować kilka jej dość dwuznacznych zdjęć. Niebawem i ją uaktywni w jego drodze do sukcesu…. Wiedział, że wszystko co zrobi z pozoru będzie na niekorzyść Nadii, ale po czasie zrozumie i to doceni. W końcu on to wszystko robi z miłości.

Wczoraj wieczorem otrzymał dość poufne informacje na temat procesu Matyldy i Radka. Czasami flirt z aplikantką z kancelarii rodziców opłaca się. Trochę skrzywił się, bo niestety na Radka już więcej nie mógł znaleźć, by go ponownie przymknęli. Jednak Matylda o tym nie wie. Poza tym przez lata tkwiła w toksycznym małżeństwie, gdzie na męża wybrała sobie byłego pacjenta. Powinna być w takim razie podatna na małe manipulacje. Blondyn uśmiechnął się żmijowato.

Jak sobie zaplanował, tak też uczynił. Znał dokładny grafik Matyldy i to, że przychodzi do gabinetu co najmniej godzinę wcześniej niż wpisane ma pierwszą wizytę pacjenta. Tegoż dnia było identycznie. Wodził wzrokiem za kobietą tak długo, aż zniknęła za wielkimi, szklanymi drzwiami głównymi. Powoli podążył za nią. Zaczekał obok drzwi. Poczekał, by blondynka spokojnie rozgościła się w swoim gabinecie: zaparzyła kawę, włączyła ulubioną stację radiową, spięła w niemodny kok swoje pasma jasnych loków. Przygryzł wargę, bo znacznie seksowniej wyglądała w rozpuszczonych. Właśnie rozmawiała przez telefon, a on z każdym kolejnym słowem wnerwiał się co raz bardziej.

–  Od razu po powrocie z Berlina chcesz to zrobić? – Dopytywała rozmówcę bujając się na krześle. – Naprawdę nie wiem jaki może mieć rozmiar palca… Owszem, ale jestem jej terapeutką… Nie! To już całkiem odpada. To musi być dla was szczególny dzień, taki wiesz magiczny moment… Zupełnie nie wiem jaki preferuje rodzaj. Wydaje mi się, że nie dba o to jak wygląda pierścionek, bardziej o gest… – Dokończyła i zamarła w bezruchu na widok siedzącego naprzeciw niej mężczyzny. – Muszę kończyć zdzwonimy się później. – Rozłączyła się, schowała telefon do torebki.

– Dzień dobry. Nie wiem, czy pan zauważył, ale pracuję w godzinach 10-18. Moja asystentka również i tam pan może umówić wizytę. Jednakże uprzedzam, że czas oczekiwania jest dość długi, tym bardziej jeśli chodzi o nowych pacjentów. – Wymusiła uśmiech.

– Lubi białe złoto w połączeniu z klasycznym. Nie pogardzi również dodatkiem koloru. coś między różem a błękitem… chociaż ja wybrałem bursztyn. W słońcu mienił się i przybierał taki sam odcień jak jej oczy. – Zasępił się na to wspomnienie.

– Musiał być rzeczywiście piękny. Przepraszam, nie mogę poświęcić więcej czasu dla pana… także … – Wskazała gestem wyjście.

– Był piękny… Musi was łączyć silna więź. Z drugiej strony trudno dziwić się, po takiej przeszłości. Nie każde rodzeństwo jednoczy czyjaś śmierć – Spojrzał na nią z ironią i złączył palce niczym intelektualista.

– Sam wyjdziesz, czy wezwać ochronę? – Kobieta nie dała się sprowokować.

– Dziwnym trafem, odnalazła się zaginiona ekspertyza. Jednak patomorfolodzy mają dobrą pamięć. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki złożoną kartkę papieru. Przez chwilę jeszcze obracał ją w palcach, ale gdy zauważył zmianę wyrazu twarzy blondynki przesunął palcem zapiski w jej kierunku. – Może i kasacja przyniosła korzyść, aczkolwiek ciebie można jeszcze pociągnąć do odpowiedzialności… Nawet można wysnuć przypuszczenia, że zleciłaś zabójstwo by otrzymać pokaźny spadek. Kolejną rzeczą jest na przykład taki ciekawy zapis w kodeksie a mianowicie: Nie zachowanie należytej staranności w terapii pacjenta. Tu można nawet zostać skazanym w procesie poszlakowym.

– Nic nie wiesz o moim życiu i moich problemach. – Mięśni żuchwy boleśnie zadrżały podczas wypowiedzi.

– Tak, tak… z akt sporo wyczytałem. W sumie to jest materiał na dobry kryminał. Piękna pani psycholog łapie sobie totalnego zjeba. Mało tego, swojego pacjenta i ma z nim romans, gdy on siedzi w psychiatryku po zabójstwie swojej żony… jaki to był zespół? – Udawał zamyślonego i dalej kontynuował. – Ach no już wiem! Zespół Otella.

– Czego ty ode mnie chcesz? Mów wprost. – Wypuściła powietrze z rezygnacją w głosie.

– Nie wmawiaj Nadii, że jestem złym człowiekiem. To, że widzisz we wszystkich facetach psychopatyczne osobowości, nie oznacza, że tak jest naprawdę. Mi jak widać nic nie dolega. Kocham Nadię prawdziwą miłością. Po prostu potrzebujemy czasu, by na nowo ułożyć wspólnie życie. Ona mnie nadal kocha, jestem o tym przekonany… Jako jej terapeuta powinnaś jej to uświadomić. Wpłynąć na jej decyzje. Po co pchasz ją w ramiona obcego faceta, skoro i tak szczęście znajdzie wyłącznie u mojego boku. – Krystian z każdym słowem co raz bardziej wydawał się przekonujący.

– Aha… nic nie dolega, prawdziwa miłość. – Zadumała się chwilę po czym spojrzała na blondyna. – Nie mogę nikomu narzucić czegoś. Mogę natomiast pomóc tobie. Nie mówię, że tobie cokolwiek dolega, aczkolwiek pomogę zrozumieć tobie, dlaczego pomimo szczerych chęci twoje działania nie przynoszą oczekiwanego efektu.

– Czy ja wiem… – Zaczął rozważać propozycję.

– Jasne, zastanów się na spokojnie. W razie czego zadzwoń, asystentka wpisze ciebie jakoś poza kolejką. – Brzmiała bardzo profesjonalnie.

– Nosi między 11 a 12. – Poinformował wstając z krzesła widząc niezrozumienie na twarzy kobiety dodał. – O rozmiar pierścionka chodzi.

– Aha… Ale ty się w ogóle tym nie przejmuj, to po prostu była luźna rozmowa. – Machnęła ręką z lekceważeniem marszcząc przy tym brwi.

Krystian nic nie odpowiedział tylko opuścił gabinet zamykając za sobą drzwi. Matylda westchnęła ciężko przykrywając rękoma twarz. Wiedziała bardzo dokładnie z kim lub raczej z czym ma do czynienia.

Dla kogoś nie skończy się dobrze ta przygoda…

~*~*~

W tym samym czasie, również Warszawa…

Paddy przykucnął i zaczął zbierać kartki z podłogi. Musi zainwestować w drzwi, bo za każdym razem, gdy komponuje muzykę, przewiew sprawia, że nuty na białym papierze wraz z wiatrem zapraszają się wzajemnie do tanga… tanga straconych.

Syknął i oparł się o zdobioną, stabilną, czarną nogę fortepianu i zaczął pocierać bolesną skroń. Miał nieprzespaną noc. Godzinami dręczyły go dziwne wizje, których nie potrafił złożyć w sensowną całość. Nawet nie bardzo wiedział czy te obrazy są fragmentami jego wspomnień czy może pijacką, senną wyobraźnią… Widział jak zakładał naszyjnik z pereł na szyję Joelle; miała na sobie skromną, białą suknię. Czuł jej zapach; był tak bardzo pewny, szczęśliwy i zakochany… Jej spojrzenie przeciągnęło go do zupełnie innego epizodu. Płakała; prosiła, by jej uwierzył a on czuł żal, czuł się oszukany, zraniony, zdradzony i te jej słowa, gdy poprzez łzy „to był błąd! Teraz to wiem. On dla mnie nic nie znaczy! Proszę Patrick, daj nam drugą szansę.” … Jednak nie to było najgorsze. Bez żadnych obrazów, bez żadnych słów zadręczały go wielkie rozgoryczenie, żal, rozpacz, odrzucenie… Nie znał źródła tych uczuć, ale miał wrażenie jakby w danej chwili rozpadł się jego świat na drobne części. Musiał podnieść się z łóżka. Ciemność go przerażała, serce krwawiło a on płakał jak dziecko… Po tym incydencie nie zmrużył już oka. Siedział, przy łóżku, z przykurczonymi do piersi nogami. Podobną pozycję przybrał właśnie teraz. Ból był nieprzyjemnie przeszywający, intensywny, kłujący. Zacisnął powieki, czuł, jak mdłości ogarniają jego ciało, krople potu zaczęły spływać mu po twarzy. Czuł, że zaraz odpłynie.

– Co jest Paddy? – Jimmy stanął w progu pokoju z papierową torbą wypełnioną wypiekami z lokalnej piekarenki. Gdy nie usłyszał odpowiedzi, rzucił siatkę w kąt i podbiegł do brata. – Hej chłopie! No nie rób cyrków. – Padł na kolana i zaczął klepać po policzkach na wpół nieprzytomnego bruneta. – No stary! – Wybiegł z pomieszczenia i w pośpiechu przeszukiwał kuchenną szafkę z lekami. Wrócił z płynnym medykamentem i przytknął buteleczkę do nosa mężczyzny. – No wąchaj! Słyszysz! Wciągaj to debilu! – Potrząsał bratem.

– Nie wrzeszcz tak… Proszę. – Wychrypiał prawie niesłyszalny.

– Kurwa! Znowu masz kaca! – Jinmy walnął bruneta w ramię.

– Nie, głowa mnie boli… – Wymamrotał pod nosem chwytając się za czoło. – Przynieś moje leki, takie w małej, szklanej fiolce. Jest w szafce na drugiej półce po lewej stronie. – Skrzywił się boleśnie. Każde kolejne słowo wywiercało mu nową dziurę w głowie.

– Kurwa jego mać! – Jimmy zaklną i ponownie wrócił się do szafki. W tak złym stanie nie widział brata od czasu wypadku. W pośpiechu chwycił opisaną przez bruneta fiolkę oraz szklankę z wodą. Bez słowa podał wszystko mężczyźnie.

– Dzięki… Zaraz mi przejdzie. – Paddy odstawił pustą szklankę obok na podłogę.

– Jeżeli chciałeś brzmieć przekonująco, to się tobie po prostu nie udało. – Jimmy również przysiadł na podłogę.

– A ty co, jogę ćwiczysz? -Z pod przymrużonych powiek spojrzał na brata siedzącego ze skrzyżowanymi nogami.

– Ty się już kurwa lepiej czujesz. – Żachnął Jimmy. – A tak poważnie, to powinieneś iść do lekarza. Takie coś to może być wszystko: wylew, udar, guz… – Zaczął wyliczać na palcach.

– Nic mi nie jest. To moja wina. Czułem się lepiej więc nie brałem leków regularnie. Lekarz mi mówił, że tak może się zdarzyć. Mózg próbuje przetworzyć wiele informacji. – Wyjaśnił bratu próbując inaczej usiąść.

– Daj łapę, musisz się położyć i odpocząć, póki są warunki. – Jimmy wyciągnął rękę w kierunku brata.

– Co masz konkretnie na myśli? – Zapytał podnosząc się niezgrabnie z podłogi.

– Sąsiedztwo … – Odpowiedział wymijająco

–  A dokładniej? – Spojrzał na brata siadając na sofie w salonie.

– Są dziwni… Jednego dnia drą na siebie mordę, a na drugi dzień wspólnie imprezują. – Odburknął Jimmy marszcząc czoło. Chwycił w dłoń jedną z kartek leżących na stoliku kawowym.

– I to jest dla ciebie dziwne, że ludzie kłócą się i godzą?

– Nie…, że słuchają Kellych. – Odpowiedział drapiąc się po brodzie nie odrywając wzroku od kartki. – A ty kurwa od kiedy jesteś miłośnikiem opery? To przecież jest „Carmen”. – Przysiadł się obok brata.

– Zlecenie takie dostałem. Ta, dla której teraz piszę, chce właśnie tekst związany z tym klimatem. Zażyczyła sobie również taki też tytuł. – Paddy odpowiedział bez większego entuzjazmu.

– Naprawdę satysfakcjonuje ciebie pisanie często banalnych tekstów dla samozwańczych gwiazdek? Jeszcze tutaj, w Polsce… przecież to się po prostu zwyczajnie nie opłaca. – Jimmy podparł się rękoma o kolana.

– Póki co innej opcji nie mam. – Wzruszył beznamiętnie ramionami.

– Tak masz. Powrót do Niemiec. Doskonale wiesz, że każda firma przyjęłaby ciebie od razu z pocałowaniem w dupę.

– Nie dziękuję, już nie lubię. – Parsknął sarkastycznie.

– Robiłbyś to, co dawniej. Chyba, że usilnie trzymasz się tej Warszawy… dla Nadii. – Jimmy łypnął na brata.

– Ale co ty kurwa chcesz? Co ty ją w ogóle w cokolwiek mieszasz?! – Poderwał się z sofy, lecz po chwili ponownie usiadł i syknął z bólu. – Nie mam z nią kontaktu. Ja dla niej po prostu nie istnieję. – Dodał już spokojniejszym tonem.

– A skąd to niby możesz wiedzieć? – Jimmy pośpiesznie szukał coś w swoim telefonie.

– Czytałem jej posty, jej grupy. Nie wspomniała słowem na mój temat. Pozwoliła by inni zrobili ze mnie pośmiewisko w komentarzach. – Rozżalenie w jego głosie można było wyczuć na kilometr. – Poza tym ona nadal jest z … z tym Krystianem. – Paddy dopowiedział z trudem przez drżącą szczękę.

– Mało wiesz… Oj, jak ty mało wiesz. – Jimmy zaśmiał się pod nosem. – Wysłałem SMS z jej prywatnym numerem.

– I co ja mam z tym zrobić? Poza tym nie będę im psuć życia. – Odchrząknął nerwowo odczytując wiadomość od brata.

– Zachowujesz się czasami jak taka niedoświadczona pipa. – Żachnął Jimmy. – Nic tak naprawdę nie zrobiłeś, by ją spotkać. Wystarczyło nawet zadzwonić do działu współpracy z artystami w firmie, gdzie ona pracuje… ale przecież nie! Kto jak kto, ale ty się nie będziesz pierwszy płaszczyć! Gówno zrobiłeś przez tyle lat! – Zrugał brata, gdy on nie zareagował postanowił kontynuować. – Szczerze to nie tak wiele trudu było potrzebne, by zdobyć ten numer. Tak dla twojej wiadomości, ona nie jest w związku z blondynem, nie ma też dzieci. Podobno ma romans z kimś z firmy, ale raczej to nic wielkiego.

– Widziałeś się z nią? – Paddy zapytał na wstrzymanym wdechu.

– Widziałem ją… Ale to ty powinieneś z nią porozmawiać. Zwłaszcza teraz, po tym wszystkim co przeszła … co przeszliście. – Podrapał się nerwowo po ramieniu. Co miał powiedzieć, że wie od Edka, który wie od Radka, który sypia z Nadią co tak naprawdę działo się z nią przez ostatnią dekadę? Miał powiedzieć, że sam stchórzył? Stał pod firmą, widział ją, ale nie podszedł. Dobrze wiedział, kiedy i dlaczego stał się wypadek. To przecież wyłącznie jego wina! Gdyby tak nie naciskał, by przyjechała spotkać się z Paddym… Zmarnował jej życie. Paddy mu nigdy tego nie daruje. Nie wybaczy mu jak wcześniej zdrady z…

– Jimmy słyszysz mnie? – Paddy wyrwał go z zamyślenia. – Wiesz, gdzie mieszka?

– Nie, tego nie wiem. – Pokręcił głową.

– Myślisz, że mogłoby się między nami ułożyć? – Paddy zapytał z powątpiewaniem w głosie.

– To od was zależy. – Odpowiedział wymijająco. Co miał mówić, że skoro nie mają czasu na normalne relacje z ich schorowaną siostrą, to tym bardziej tutaj zażyłości raczej nie będzie? – Sorry, ale idę spać, póki sąsiedztwo tak łaskawe.

~*~*~

Odpaliła skręta i zaciągnęła się łapczywie.

Ostatnie dni były ciężkie, bardzo ciężkie. Jędrek, po ostatniej akcji Danki, często dzwonił do Nadii. Przepraszał ją setki razy. Dzisiaj zaplanował wraz z Ulą imprezowy wieczór, którego główną atrakcją miał być koncert Paddy’ego. Tak, ten sam, który znokautował kobietę jakiś czas temu. Na samą myśl, że miałaby obejrzeć to DVD ponownie, ogarniała ją panika. Nie chciała go widzieć, słyszeć. Nie chciała ponownie czuć tęsknoty, żalu i bezradności. Miała przyznać się przed wszystkimi, że ona nadal pamięta każdy jego dotyk, uśmiech… pamięta: zapach, słowo, pocałunek?

Wspomnienia bolały, a widok ukochanego powodował nieprzyjemne haratanie serca, które krwawiło i rozpadało się na nędzne, nic nieznaczące, pojedyncze cząstki.

Nie chciała nigdy więcej oglądać tego koncertu. Mówiła o tym Jędrkowi, ale on nalegał i tak naprawdę nie słuchał jej argumentów. Nie miała pojęcia jak to wytrzyma. Była wdzięczna Kacprowi, że poprosił Krystiana o to, by ulotnił się przynajmniej na część wieczoru. O dziwo zgodził się bez proszenia. Obecność Krystiana utrudniałaby znacząco już jej i tak żałosną sytuację. Doskonale pamiętała w jakim dołku emocjonalnym ją zastał. Tego dnia sporo się wydarzyło a niektóre sprawy nie zostały nadal wyjaśnione między nimi. Dodatkowo rozpamiętywała to wszystko raz za razem co powiedziała Danka na jej temat. Doskonale zdawała sobie sprawę, że związek z Radkiem jest daleki od zwykłych związków innych par. Nadia sama czasami zastanawiała się na co komu ta cała szopka. Jednak nie to było dla niej najgorsze. Przerażała ją perspektywa jaką usłyszała na temat Paddy’ego. Zawsze bała się tego, że pewnego dnia odezwie się do niej albo stanie w progu mieszkania. Świadomie omijała koncerty i jakiekolwiek inne wyjazdy, gdzie mogliby wpaść na siebie. Nawet nie chciała myśleć jaka byłaby jego reakcja…

Trzy godziny później siedzieli w samozwańczym „pokojem zabaw i harców”. Gdy ponownie zobaczyła na szklanym ekranie główne menu dvd jednym duszkiem opróżniła swój spory kieliszek. Potrzebowała znieczulenia, potrzebowała wina … potrzebowała dużo wina i dużo chusteczek.

Ekscytacji i podziwu nie było końca. Ulka dokładnie pamiętała ten koncert i jej kosmate myśli, które mimowolnie uzewnętrzniał Jędrek.

– Kurwa, ten facet z roku na rok jest jeszcze bardziej zajebisty i fiut to potrafi wykorzystać. – Nie mógł wyjść z podziwu. Pokręcił głową dopijając wino z butelki.

– Oj tak, Jolka ma szczęście. – Przytaknęła zasępiona Ula.

– Ale powiedźcie sami… przecież to „Higher Love” było przepełnione miłością i zarazem wielkim bólem. – Jędrek pociągnął nosem ze wzruszenia.

– To tylko wolna interpretacja fragmentu „I listu do Koryntian”. – Odchrząknęła Nadia podając przyjacielowi papierowy kartonik z chusteczkami.

– Jak chcesz, to sobie tak wmawiaj. – Dmuchnął w chusteczkę. – Ja wiem o czym jest ta piosenka… o kim. – Popukał się dłonią po klatce piersiowej po czym buchnął histerycznym płaczem. – A potem jeszcze to „Last Word” i jak położył się bezwładnie na te deski. Przerażające… po kilku dniach przecież mógł leżeć już na zawsze na innych deskach.

– Nawet tak nie mów. – Płacz udzielił się i Ulce.

– Taka prawda. – Szlochał jeszcze bardziej. – Pamiętam wpis Patricii, potem totalna cisza. Wyłem przez te wszystkie dni i na okrągło słuchałem „An Angel” i „One More Song”. Jak to zobaczyłem dzisiaj a na koniec jeszcze deski… to wszystko wróciło. – Zanosił się od płaczu.

– Pójdę położyć się. Za dużo wypiłam. – Nadia nie czekając na odpowiedź udała się do pokoju.

Przesiadła się na łóżko i zakryła oczy dłońmi. Nie miała już siły nawet płakać. To wszystko co powiedział Jędrek było prawdą. Przymknęła powieki na wspomnienie, gdy po raz pierwszy przeraził ją sen. Ten sen, który dręczy ją co nocy, lecz w innych okolicznościach…. Doskonale wiedziała, że tej konkretnej nocy zdarzył się wypadek, że było o włos od najgorszego oraz to, że tylko jego chęć bycia tu i teraz pozwoliła na wygranie decydującej walki…. Uporczywy telefon nie dawał jej spokoju, Spojrzała na wyświetlacz – numer nieznany. Już chciała odebrać, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Krystian jak zazwyczaj nie czekał na zaproszenie tylko od razu wszedł do pokoju,

– Wszystko ok? – Zapytał z troską siadając na pobliskim fotelu.

– Jasne. Ostatnio jestem przemęczona. Nauka na egzaminy, pisanie pracy dyplomowej i mnóstwo pracy w pracy. – Wymusiła śmiech poprawiając się na łóżku.

– Myślałem, że obejrzymy coś razem. Dałbym namówić się nawet na kolejną komedię romantyczną. – Zaśmiał się.

– Może innym razem. – Zerknęła ponownie na wyświetlacz. Ktoś nadal nie dawał za wygrane.

– Rozmawiałem z ojcem podczas obiadu. – Przesiadł się na łóżko. – Twoja matka zachowa mieszkanie a ponadto Bogdan będzie płacił jej co miesiąc pewną sumę na jej wydatki. To jest już pewne więc nie macie powodu do zmartwień. – Spojrzał się na brunetkę.

– Dziękuję. – Odetchnęła z ulgą. – Bardzo jestem tobie wdzięczna za to.

– Wiem jak bardzo jest to dla ciebie ważne i przepraszam za to wszystko co powiedziałem o tej sprawie. Ten dupek wyprowadził mnie z równowagi.

– Nie wracajmy do tego, proszę. – Poprawiła kołnierz u jego koszuli.

– Wiem, że nie potrafię uszczęśliwić ciebie tak jak chciałbym. Ale staram się… naprawdę. Wierzysz mi? – Szukał w jej oczach zapewnienia.

– Tak, wiem i doceniam, ale nie potrafię nic więcej tobie dać w zamian.

– To nic. Poczekam. – Pogładził czule kobietę po policzku.

– Krystian … muszę odebrać. Mógłbyś? – Spojrzała się w kierunku drzwi.

Poczekała aż blondyn zniknie za drewnianym skrzydłem i przyjęła połączenie.

– Halo… – Odezwała się niechętnie. W głośniku usłyszała jedynie łapczywe nabranie powietrza to płuc. – Halo…. – Powtórzyła marszcząc brwi zdziwiona.

– Cześć. Miło usłyszeć twój głos ponownie. Mam nadzieję, że pamiętasz mnie? – Odezwał się, brzmiał lekko, naturalnie. Wiedziała, że w tym momencie uśmiechnął się tak, jak uwielbiała najbardziej.

– Tak… – Odpowiedziała ochryple.

– Już myślałem, że całkowicie o mnie zapomniałaś. – Próbował zażartować, ale po ciszy w odpowiedzi kontynuował. – Widziałem twój wywiad w jednej z telewizji śniadaniowej. Cieszę się, że odnosisz sukcesy no i gratuluję.

– Dziękuję. Jeżeli chodzi tobie o sprawy zawodowe to dam namiary na mojego szefa. Z nim to ustalisz konkretnie wszystko. – Przymknęła powieki by móc skupić się i formułować bardziej sensowne słowa.

– Nie, nie… Ja, póki co mam przerwę od tego wszystkiego. – Pospiesznie zaczął się tłumaczyć. – Jestem aktualnie w Warszawie… – Przełknął ślinę. – Może spotkamy się i porozmawiamy przy dobrej kawie?

– Teraz? – Serce ugrzęzło jej w gardle.

– Niekoniecznie teraz. – Zaśmiał się. – Ale jeżeli tylko zechcesz.

– Jestem trochę zajęta i za późno na proponowaną kawę. – Czuła, jak skręca ją od środka.

– Przeszkadzam? – Zapytał zakłopotany.

– Nie… – Odpowiedziała szybko. – To znaczy muszę jeszcze popracować dzisiaj… Jak tylko znajdę wolniejszy dzień dam znać. – Starała się, aby jej głos brzmiał wiarygodnie.

– Jasne. W takim razie będę czekać na telefon. – Wyczuła w jego głosie nutkę rozczarowania.

– Dam znać. – Zagryzła wargi, by nie popłakać się do słuchawki. – Mam nadzieję, że wylizałeś się jakoś po ostatnich sytuacjach.

– Jest lepiej. – Odpowiedział wymijająco.

– Ok… Muszę kończyć. – Zabrała wdech by dotrwać do końca bez emocji, które pogorszyłyby sytuację. – Paddy… dziękuję za telefon. To miłe. – Nie potrafiła powstrzymać już łez.

– To ja dziękuję, że znalazłaś dla mnie chociaż trochę czasu… Będę czekać. Słyszysz Nadia? Poczekam, ile będzie trzeba.

Jego ostatnie słowa wybrzmiały w identyczny sposób, jak te z przed lat. Nie była wstanie zapanować nad emocjami. Rozłączyła się i zaczęła dusić się płaczem. Nie mogła wydrzeć się z wiadomych przyczyn i tym bardziej przeżywała katusze…. Nie liczyła łez, bo popłynęły strumieniami.

To przecież nie miało być tak! Miała być miła i elokwentna a teraz Paddy ma ją za drętwą i nudną zołzę. Może i lepiej przynajmniej zrezygnuje z propozycji spotkania. Tak czy inaczej ona nie spotka się z nim za żadne skarby tego świata. W najgorszym wypadku to powie mu, że narzeczony nie jest przychylny tego rodzaju spotkaniu. Powinno to wystarczyć, by wycofał się i zakończył już definitywnie znajomość. Tak byłoby najrozsądniej, ponieważ zbyt dobrze znała Paddy’ego i wiedziała jaka byłaby jego reakcja na widok wózka. Drążyłby temat. Ciągle dopytywałby się: jak może pomóc? Co może zrobić by było jej lepiej? No i oczywiście zapewniłby ją o codziennej modlitwie w jej intencji…. Sama wizja tego wywołało u kobiety mdłości co skutkowało pozbyciem się zawartości żołądka. W tym momencie doceniała większe dekoracje w pokoju…

Miała wszystkiego dość. Roztrzęsiona zaczęła wysypywać, na stolik nocny, leki uspokajające i nasenne, które przechowywała w małej szufladzie ów stolika. Nie dbała o to, że może akurat tak wyglądać będzie jej ostatni wieczór. Połknęła kilka tabletek. Oparła plecy o ścianę i usłyszała jakby przytłumione z oddali brzdęknie gitary i tak bardzo znany głos

„no we never learn, no we never learn

until our fingers burn

there is hope in my soul

there is hope, there is hope for me now

there is hope in our soul

there is hope, there is hope, for us all

hold on hold on hold on hold on”.

– Ja już wariuję. Głosy słyszę. – Załkała przerażona. – Daj mi żyć, proszę. – Przejechała palcem po ścianie za którą słyszała ten, jej zdaniem urojony, głos.

Dodaj komentarz