20. HOW DO YOU DO?

GN 20 kopia

Zerwał się z łóżka, cały zlany potem. Pewnym ruchem ręki otworzył okno na oścież. Oddychał ciężko, zachłannie łapał każdy powiew zimnego o tej porze roku powietrza. Niebo było jeszcze czarne choć za godzinę miało już świtać. Usiadł na parapet i zapalił papierosa. Zaciągnął się mocno co pomogło mu dojść do siebie…. Znowu ją zabił! Zabił jego miłość… i tak każdej nocy… czasem robi to celowo, innym razem przez przypadek. Najgorsze jest jednak to, gdy dostaje informacje o jej samobójstwie.

Wątek śmierci Nadii nieustannie przewijał się w snach Krystiana. Trwało to co najmniej od kilku tygodni. Bał się zasnąć, bo nie chciał przeżywać na nowo tej rozpaczy, pustki po jej stracie. Nie chciał czuć się winnym. Nie chciał być oskarżanym i wytykanym palcami, że to on przyczynił się do tego… Mógłby wymordować z tuzin wiosek, ale przecież nie skrzywdziłby Nadii. No niby jak?! Kochał ją nad życie i to nie zmieni się do póki jego serce bije.

Spojrzał na wyświetlacz telefonu, gdzie zegar pokazywał godzinę 5:00. Zszedł niechętnie z parapetu, przymknął okno. Podszedł do szafy, z wieszaka ściągnął czarną koszulę, a z pułki ciemne spodnie. Wychodząc do łazienki zgarnął pod drogą pasek zawieszony na klamce drzwi pokoju.

Wyszedł z łazienki poprawiając rękaw koszuli. Spojrzał się przed siebie. Podszedł bliżej i lekko uchylił drzwi pokoju Nadii… spała tak spokojnie. Oparł głowę o drewniane skrzydło. Kochał te momenty od zawsze. Jej bliskość uspakajała go. Sprawiała, że wszystko przybierało innego znaczenia… znacznie lepszego.

Zrobił kilka kroków w głąb. Przejechał delikatnie palcem po aksamicie, który zmysłowo otulał jej ciało. Przygryzł wargę. Ile dałby, aby wróciły te poranki, wspólne… tylko ich. Mimo, że od ostatniej spędzonej z nią nocy minęło sporo lat, on nadal potrafił z największą precyzją odtworzyć każdą sekundę z ich ulubionych chwil. To był jego rytuał… budził się wcześniej i wpatrywał się w Nadię, dopóki się nie przebudziła. Kochał te momenty. Czuł, że ona jest tylko jego… taka spokojna, bezpieczna, ufna i całkowicie mu oddana.

Przykucnął przy łóżku, podparł się ręką wpatrując się w śpiącą twarz kobiety…. Ostatnio układało się między nimi całkiem dobrze. Był pewny, że będzie jeszcze lepiej.

– Tak bardzo cię kocham… – wyszeptał odgarniając z twarzy brunetki niesforny kosmyk włosów. – Tak bardzo za tobą tęsknię… Ale wytrzymam, bo warto. – Delikatnie obrysował palcem kontur jej ust. – Najpierw udowodnię, że jestem taki jak kiedyś. Przypomnę te wszystkie nasze cudowne chwile. W końcu mi ponownie zaufasz. Następnym krokiem będzie ciąża, przecież dziecko potrzebuje stabilizacji, więc trzeba będzie dopełnić formalności. Koniec końców staniemy się rodziną. – Uśmiechnął się na samą myśl.

Podnosząc się strącił niechcący ramkę ze zdjęciem z nocnej szafki. Pośpiesznie podniósł i postawił na miejsce. Uwagę przykuła przewrócona butelka i rozsypane tabletki. Był pewny, że zahaczył tylko ramkę… Momentalnie zbladł, serce zaczęło boleśnie łomotać. To nie mogła być prawda. To nie mogło się wydarzyć.

– Nadia! Cholera Nadia! – zaczął potrząsać kobietą. – Proszę cię, otwórz oczy! Słyszysz?! – Ze szlochem w głosie poklepywał brunetkę po policzku. Czas niemiłosiernie wlekł się a każda sekunda dla blondyna trwała wieczność.

– Krystian? O co ci chodzi? – Nadia po dłuższej chwili odepchnęła niezgrabnie mężczyznę i niechętnie otworzyła oczy.

– Co chciałaś zrobić?! – Wysyczał przez zęby.

– Możesz ciszej? Łeb mi pęka – Wymamrotała niechętnie otwierając oczy.

– Dlaczego?

– Ale, że co? – Nadia podsunęła się, by oprzeć się plecami o ścianę. Strasznie kręciło się jej w głowie. Z pewnością było to skutkiem wieczornej aptecznej mieszanki.

– Nie rób ze mnie idioty! – Podniósł znacząco głos. – O to mi chodzi! – Wskazał palcem rozsypane tabletki.

– Czekaj, czekaj… – Przymknęła oczy by lepiej się skupić. – Sugerujesz, że chciałam się zabić? Niby z jakiego powodu?

– To ty mi powiedz… – Jego ton przybrał nutkę zwiadowcy.

– No proszę! – Zirytowała się. – Tymi tabletkami miałabym z sobą skończyć? Nie zrobiłam tego mając depresję, to po co miałabym to zrobić teraz? – Spojrzała się z wyrzutem na Krystiana. Jednak w głębi serca zarzucała sobie kłamstwo, bo przecież miała ochotę to zrobić. – Nie mogłam zasnąć, a mam sporo do zrobienia. W pracy mam napięte terminy. W dodatku egzaminy, kolokwia i inne zaliczenia. Jeszcze promotor chce abym zmieniła koncepcję pracy dyplomowej. To wszystko powoduje stres. Stąd te tabletki. – Starała się brzmieć wiarygodnie i chyba wysiłek się opłacił.

– Przestraszyłem się. Te tabletki na stoliku… Nie mogłem dobudzić ciebie. – Nerwowo przeczesał włosy a głos łamał się niemiłosiernie.

– Nic mi nie jest. Nic się nie stało. – Wymusiła uśmiech gładząc blady policzek mężczyzny.

– Gdyby coś tobie się stało… gdybyś …. Umarłbym razem z tobą. – Oparł czoło o czoło brunetki. Ostatnie zdanie oraz ton wypowiedzi mroziło krew w żyłach. Nadia coraz bardziej martwiła się o Krystiana.

~*~*~

Około godziny 8 również Warszawa…

Niechętnie poprawił kaptur na głowie i przejrzał się w lustrze. Nikt go nie rozpozna w tej zwyczajnej, ciemnej bluzie.

Musiał wreszcie zadbać o swoją sylwetkę, a ostatnio nie miał do tego głowy. Jak na złość dzisiaj znowu zaspał! O tej godzinie już sobie spokojnie nie pobiega. Co nie znaczy, że pozostałe plany uległy zmianie…. Cóż serce ważniejsze od hmmm kwestii wizualnych.

Z kieszeni bluzy wyjął pomięty skrawek papieru. Przymknął oczy przypominając sobie wczorajszą rozmowę telefoniczną. Czuł nutkę niedosytu. Liczył na większy entuzjazm ze strony Nadii, przecież tyle czasu nie mieli kontaktu. Miał nadzieję, że zgodzi się na spotkanie bez problemu. A ona go zwyczajnie spławiła. Totalnie olała Michaela Patricka Kelly! Niejedna przecież dałaby wszystko za spotkanie. Musiał dowiedzieć się, dlaczego Nadia nie była zainteresowana jego propozycją… Tak więc spędzi ten dzień przed budynkiem, gdzie pracuje. Potem dowie się, gdzie ona mieszka i tego co jest ważniejsze od spotkania z nim… a może kto jest ważniejszy? Poczuł nieprzyjemny ucisk w sercu. Nie mógł przecież wymagać by była mu wierna, jeżeli ich nic tak naprawdę nie łączy od tylu lat. Zresztą on sam ma żonę.

Jeszcze raz spojrzał na pomiętą kartkę, na której zapisany był niezgrabnym pismem adres firmy, gdzie pracuje brunetka. Tak, będzie stał przed budynkiem jak ostatni cymbał by ją zobaczyć… może podejdzie? Z zaskoczenia nie będzie potrafiła odmówić wypicia wspólnie kawy. To przecież nie jest nic złego. To nie jest narzucanie się… nieprawdaż?

Wziął głęboki wdech i otworzył drzwi wejściowe. Miał już wychodzić, gdy na wycieraczce zobaczył kota, którego karmił od momentu przeprowadzki do tego mieszkania.

– Też masz wyczucie czasu na żarcie. – Mruknął pod nosem. – No właź szybko, bo się spieszę. – Zwrócił się do zwierzaka, który cały czas pomiaukiwał.

Paddy spojrzał się na futrzaka, po chwili zauważył ranę na przedniej prawej łapce. Wyglądało to bardzo nieciekawie. Schylił się do niego by obejrzeć dokładniej, ale na pierwszy rzut oka wdała się infekcja. Kot jednak spłoszył się i czmychnął po schodach w dół. Brunet instynktownie pobiegł za zwierzakiem nie zwarzywszy na zatrzaskujące się drzwi mieszkania. Złapał sierściucha przy wejściu i podniósł go na ręce. Chciał przyjrzeć się zranionej łapie wtem kot się nastroszył, prychnął, pokazał pazury i zaczął ze wściekłością drapać Paddy’ego po rękach, ramionach i twarzy. Ten syknął z bólu puścił kota. Zbolały powoli powłóczył się z powrotem na piętro. Chwycił za klamkę… zamknięte. Przeszukał kieszenie bluzy i spodni, ale niestety nie znalazł kluczy. Na jego nieszczęście telefon leżał na szafce w przedpokoju. Próbował jeszcze na wiele sposobów otworzyć drzwi, lecz nadal bezskutecznie. Usiadł zrezygnowany na schody prowadzące na wyższe półpiętro i nasunął bardziej kaptur by przysłonić twarz widząc wychodzącego mężczyznę z sąsiedniego mieszkania.

Słyszał tylko parsknięcie śmiechem. Zresztą nie ma co dziwić się, skoro on, klasowy muzyk, siedzi teraz na schodach jak najgorszy menel i w dodatku dwóch różnych butach… Kurwa, serio dwa różne buty!

Co on miał teraz robić? Edka nie było w mieście. Jimmy poleciał do Niemiec i wróci dopiero po weekendzie. Po prostu świetnie! Nie ma telefonu, portfela ani kluczyków do samochodu. Generalnie jest w ciemnej dupie.

Oparł się o ścianę i postanowił przeczekać najgorsze, przecież Edek wraca wieczorem więc jak zobaczy nieogarniętą robotę to zadzwoni. Skoro zadzwoni to się nie dodzwoni i wkurwiony postanowi przyjechać. Taka to ów dedukcja, czy jak to tam nazwać…

Szturchnięcie zmusiło Paddy’ego do otwarcia powieki. Łupnął nieprzytomnie spod kaptura na człowieka stojącego nad nim. Gadał coś po polsku, ale on nic z tego nie rozumiał. Albo to był za wysoki poziom językowy, albo jest za głupi by z kimkolwiek rozmawiać… Nie, że ten człowiek tylko on sam… albo jakoś tak. Nie bardzo był dzisiaj rozgarnięty.

– Przepraszam, ale mało jeszcze rozumiem po polsku. – Wymamrotał niechętnie do rozmówcy po niemiecku.

– Mogę jakoś pomóc? – Najwyraźniej mężczyzna powtórzył pytanie. Tym razem w bardziej przystępnym mu języku.

– Kolega przyjedzie wieczorem, ma zapasowy komplet kluczy. – Paddy podniósł się i otrzepał spodnie.

– Ty tu mieszkasz? – Facet uważnie się przyglądał.

– Tak. Drzwi się zatrzasnęły. Chciałem kota złapać, bo on tak tu przychodzi. – Zsunął kaptur drapiąc się po karku z zakłopotaniem.

– Zuza tak ciebie urządziła? – Zapytał się, ale widząc niezrozumienie na twarzy bruneta mężczyzna kontynuował. – Jestem Kacper. Mieszkam obok. Czyli nie możesz wejść do swojego mieszkania… Masz uchylone drzwi balkonowe? -Zapytał po chwili.

– Nie wiem… to znaczy z rana zawsze mam. – Paddy nie bardzo wiedział co ma piernik do wiatraka.

– Czekaj. Zaraz wracam. – Kacper nie czekał na odpowiedź sąsiada tylko w pośpiechu wszedł do swojego mieszkania.

Bez pukania wparował do pokoju Nadii i nie zważając na zdziwienie brunetki wszedł na balkon. Nie trzeba było być ekspertem by stwierdzić, że odległość pomiędzy balkonami była stanowczo za mała na jakiekolwiek minimalne normy przyjęte w budownictwie. W tym momencie jednak to nie było źródłem problemu. Przeskoczył na sąsiedni balkon. Drzwi były na szczęście uchylone. Wszedł do środka i rozejrzał się po pokoju. Na niezgrabnie zaścielonym łóżku leżała gitara i kilka zapisanych kartek. Podszedł bliżej i chwycił zdjęcie, które było zagrzebane pod zapiskami. Uśmiechnął się na widok osoby z fotografii. Odłożył wszystko na miejsce i udał się do przedpokoju. Podszedł i otworzył drzwi wejściowe.

– Et Voila! – Powitał w progu zdziwionego mężczyznę.

– Dzięki bardzo. – Paddy wszedł do środka i odwrócił się w stronę Kacpra. – Michael… – Wymusił uśmiech podając dłoń.

– Polecam się na przyszłość. Wiesz czasami warto mieć dobrego sąsiada. – Kacper uśmiechnął się pod nosem i wrócił do siebie.

~*~*~

Stał przed drzwiami, trzymając w ręku butelkę średniej jakości alkoholu. Niechętnie zapukał, po chwili powitał go w progu jego wybawca.

– Cześć. Ja chciałbym tylko podziękować za pomoc. – Paddy wymusił uśmiech i wręczył sąsiadowi podarek.

– Nie ma sprawy. Sąsiedzi powinni sobie pomagać. – Kacper obracał niemrawo butelkę w ręku wyraźnie zastanawiając się nad czymś. – No dobra to, skoro tu już jesteś to wypada poznać pozostałe sąsiedztwo.

– Nie, ja nie chcę przeszkadzać. Może innym razem. – Paddy nie wiedział, jak ma się wykręcić.

– Nie daj się prosić. Chyba moi współlokatorzy muszą wiedzieć kogo w razie czego ratować. – mężczyzna rozbawiony uwiesił się na ramieniu nowego kolegi i poprowadził do pokoju.

W pomieszczeniu panował niezły harmider, pomimo że siedziały tam tylko dwie dziewczyny w dodatku śpiewające, które w ogóle nie zareagowały na nowego gościa.

– Kocham „Looking for love”! Co prawda on to śpiewa lepiej, ale Patka też niczego sobie. – Jedna z brunetek ochoczo komentowała koncert jaki właśnie oglądały.

– Ekhmmm… – Kacper chrząknął teatralnie stając w progu pokoju. – Drogie panie przyprowadziłem nowego sąsiada! – Poklepał kompana po ramieniu i wyszczerzył się za bardzo sztucznie.

Zapadła totalna cisza. Atmosfera nagle zgęstniała. Kacper doskonale wiedział od samego początku z kim ma do czynienia. Wizyta bruneta była mu nawet na rękę, gdyż uratowała go przed trudną rozmową z narzeczoną i jej wielogodzinnych jękach, szlochach i nieskończonej liczbie pytań co teraz z tym począć… Obecna sytuacja może nie była komfortowa, ale przynajmniej wszystko wyjaśni się za jednym zamachem.

– Zdaje się, że ta twarz brzmi znajomo. – Zaśmiał się sztucznie Kacper na widok oniemiałych brunetek.

– Cześć, miło cię widzieć… – Nadia rzuciła kilka słów na przywitanie. Jego spojrzenie ją sparaliżowało, a uśmiech doprowadził ją do ściany. Jeszcze chwilę i rozpłacze się i nic jej nie uspokoi. Mimo wszystko wytrzymała spojrzenie, było takie same jak to sprzed lat. Poczuła niemiłe ukucie w sercu, dopiero wtedy spuściła wzrok by gapić się w pustą butelkę po piwie.

– Kto by pomyślał! Ale jaja! No nie wierzę! – Ula nie mogła znaleźć odpowiednich słów by opisać zarazem zachwyt i zdziwienie. – Chociaż powinieneś dostać w łeb. Ja tobie kebsy woziłam po koncertach a ty tak jakbyś mnie nie znał. Wielki gwiazdor! – Szturchnęła bruneta w ramię.

– Przepraszam. Nie mogłem skojarzyć, tyle czasu minęło od ostatniego spotkania. Poza tym bardzo się zmieniłaś. – Zaczął się tłumaczyć, ale jedynie co mógł zrobić w tej chwili to uśmiechnąć się przepraszająco.

– Chyba każdy z nas zmienił się. – Kacper zasępił się na moment. – Ile to już lat? – Włożył ręce w kieszenie spodni zastanawiając się.

– No błagam! Minęło dokładnie 14 lat 4 miesiące i kilka dni. – Nadia przewróciła oczy z zażenowaniem, ale gdy zobaczyła nietęgie miny pozostałych, zrozumiała, że wybrzmiało to zbyt obcesowo i dodała już łagodniej. – Dziwne byłoby, gdyby przez tyle lat ktoś nic się nie zmienił.

– Ty praktycznie nie zmieniłaś się nic, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. – Paddy przysiadłszy się obok brunetki powiedział z niewinną miną małego chłopca.

-No to jesteś w błędzie. – Nadia zaśmiała się i uciekła wzrokiem. Nie chciała, nie potrafiła mu spojrzeć w oczy bez okazywania emocji.

Dalsza wspólna rozmowa przebiegła w poprawnym tonie, chociaż można było wyczuć napięcie i sztuczność. Paddy czuł się mało komfortowo, a ignorancja jego osoby ze strony Nadii raniła na wskroś. Mimo to karmił się jej obecnością, głosem, uśmiechem. Łykał, jak spragniony wody, wszystko co mu raczyła dać.

– To co aktualnie porabiasz? – Paddy spróbował zagadać kolejny raz. Chciał wiedzieć, ile ma szans by do niej wrócić, a poprzez zwykłą rozmowę można przecież sporo się dowiedzieć.

– Nic ciekawego… pracuję, studiuję. – Wzruszyła ramionami, spuściła głowę przez co przykryła włosami twarz.

– Widziałem jakiś czas temu wywiad z tobą w telewizji. – Ciągnął dalej, przecież nie mógł teraz odpuścić.

– Zapewne dużo z tego zrozumiałeś. – Miało to wybrzmieć arogancko, ale wyszło całkiem zwyczajnie, trochę prześmiewczo. Ale gdy zobaczyła jego uśmiech zdała sobie sprawę, że właśnie głupio szczerzyła się do niego.

– A wiesz, że całkiem sporo. Przynajmniej to co chciałem. – Zaśmiał się. – Obiecałem przecież, że nauczę się polskiego. – Puścił żartobliwie oczko do dziewczyny, ale nie bardzo to na nią zadziałało.

Ula widząc dyskomfort Nadii zaczęła opowiadać o sukcesach siostry pomijając skrzętnie temat związku z Radkiem.

– Nie przypuszczałbym nigdy, że zwiążesz się z muzyką. – Brunet nie spuszczał wzroku z kobiety totalnie ignorując pozostałych.

– Tak się złożyło. – Odchrząknęła. – I nie patrz się tak na mnie. Wiesz, że tego nie lubię. – Burknęła.

– Ty zawsze o to byłaś na mnie zła, a ja i tak nadal to robiłem i nie tylko to. – Odgarnął palcem kosmyk włosów z jej policzka.

– To czas najwyższy w końcu się oduczyć. – Odsunęła się od mężczyzny. Widząc zdumienie na jego twarzy jeszcze bardziej ją przybił. Musiała jakoś wybrnąć z tego. Nie mogła uciec więc sprawi by to on ewakuował się stąd sam. – A co tam u ciebie? Jak tam żona? – Zapytała się ze sztucznym uśmiechem. Zauważyła jak speszył się, przyspieszony oddech zdradził, że szuka szybkiej odpowiedzi na niewygodne pytania. – Oj przepraszam. Nie powinnam się wtrącać. – Dodała z miną słodkiej idiotki.

– No nie powinnaś… – urwał by nie popełnić gafy. Zagryzł wargę i wypuścił głośno powietrze z ust. – Będę powoli zbierać się. Muszę jeszcze wykonać kilka telefonów. Miło było was znowu widzieć. – Wymusił uśmiech.

– Nam ciebie też i pozdrów od nas żonę. – Zaćwierkała z tą samą miną.

Brunet już nic nie odpowiedział. Wstał z miejsca, spojrzał się z wyrzutem na Nadię i bez słowa opuścił towarzystwo.

– Paddy zaczekaj! Te zadrapania trzeba dobrze przemyć. – Ula w pośpiechu wybiegła za mężczyzną.

3 myśli w temacie “20. HOW DO YOU DO?

Dodaj komentarz