11. A HARD DAYS NIGHT

do 11 gn — kopia

 

22 lipiec, Warszawa…

Nadia od kilku godzin siedziała na balkonie, miała napisać kolejny tekst lecz ostatnie sytuacje z Krystianem sprawiły, że dni stawały się coraz cięższe. Nie miała pojęcia co ma z tym zrobić. Nie chciała zmuszać się do zabawy w związek bez miłości… Tak, musiała się przyznać sama przed sobą, że uczucie do Krystiana już dawno wygasło. Bolało ją to, że mężczyzna nie potrafi tego zrozumieć. Twierdził, iż dziewczyna go odtrąca wyłącznie przez wypadek. Na początku tak było, aczkolwiek z czasem uczucie do niego całkowicie wygasło…. Poza tym on oprócz rzekomej miłości chciałby decydować wyłącznie o jej życiu…. Przymknęła oczy, Krystian był dobrym i opiekuńczym facetem, ale wszystko musiało być po jego myśli… Zanim doszło do tego nieszczęśliwego wypadku, Krystian wymusił na Nadii datę ślubu pomimo, że chciała od niego odejść. Tylko jej brat wiedział o jej prawdziwych uczuciach, to on zaproponował jej wspólny wyjazd na tydzień przed ślubem… do którego miało i tak nie dojść. Wypadek na ironię losu, uratował ją przed manipulacją blondyna. Nie potrafiła wytłumaczyć sobie dlaczego nie była asertywna co do bycia w związku i decydowania o własnym życiu. Może nieświadomie kopiowała zachowanie swojej matki, która również nie miała prawa do posiadania swojego zdania w małżeństwie. Krystian był łagodniejszą wersją jej ojca, z którym od zawsze nie było jej po drodze. Blondyn zarazem wzbudzał w niej pociąg seksualny, wiedział czego chciał i bez ogródek o tym mówił. Uwielbiała jego zaangażowanie w związek, jego zazdrość, zaborczość… było to takie podniecające, że jest dla niego zawsze na pierwszym miejscu. Z czasem jednak jego zachowanie stawało się być nie do zniesienia, a niektóre sytuacje wymykały się spod kontroli i robiło się niebezpiecznie. Tak bardzo jak lubiła jego przewagę nad nią w łóżku, jego żądania by poddała mu się całkowicie, tak samo bardzo nienawidziła jego kontroli nad jej życiem w pozostałych aspektach dnia codziennego. Osaczał ją z roku na rok coraz bardziej… Dopiero jak poznała Paddy’ego i zaczęła się z nim przyjaźnić, zobaczyła, że związek partnerski może wyglądać zupełnie inaczej. To chyba już wtedy przestała kochać Krystiana. Przy Paddym czuła się wyjątkowa, ale i podobało jej się, że liczył się z jej zdaniem… To z Paddym chciała spędzić swoje życie i była tego pewna. Dlatego nie rozumiała jego zachowania podczas ostatniego ich spotkania. Jego słowa bardzo ją zraniły… przez długi czas nie mogła się zebrać do kupy… to były ciężkie miesiące… Westchnęła na to wspomnienie….

Tak bardzo pragnęła by Krystian o niej zapomniał , a zarazem błagała Stwórcę by pozwolił jej zapomnieć o Paddym.

Nie wiedziała nawet kiedy napisała cały tekst … nie ten, który powinna. Nie miała do niego melodii, ani artysty. Wzruszyła ramionami po czym napisała krótką wiadomość do Radka, że póki co ma tekst dla kobiety i nie ma pytać o szczegóły tylko pomyśleć o muzyce i wykonawcy.

Weszła na facebookową grupę, którą stworzyła po reaktywacji strony i przesłała kawałek nowego tekstu. Po czym położyła się do łóżka, może nie zapomni czasami znowu jej się przyśnić.

– Lubię kiedy mi się śnisz – szepnęła wtulając policzek w poduszkę i zamknęła oczy.

~*~*~

Krystian wstał o 5 rano….

Poranna szybka toaleta… Szybkie śniadanie przed pracą. Czekając na zagotowanie się wody do kawy, przeglądał powiadomienia z Facebooka. Z zainteresowaniem zaczął czytać post Nadii…

„Czasami przychodzą gorsze chwile w których człowiek nie do końca widzi sens w samym sensie 😉 no tak, ale i takie bezsensowne sytuacje w życiu są potrzebne. Jak to się mówi: Każdy bezsens ma swój sens, bo bez sensu nie ma sensu 😉 i w taki oto sposób powstał kolejny mój tekst, może znajdzie się i wykonawca do niego 😉

Nie pytajcie się o to, co mnie zainspirowało do napisania tego tekst, bo i tak Wam na to nie odpowiem

///:::///:::////

Jak wczorajszy śnieg, który stopniał

Chcę Ci z oczu zejść byś zapomniał

Jak pod meble kurz zamieciony

Wyparować jak kropla wody

Nic, nic a nic nie chcę Cię obchodzić

Świecie mój daj mi żyć

Z dala stój nie patrz w moją stronę

Świecie mój daj mi żyć

Z dala stój i mnie odpuść sobie

Zamiast słuchać wciąż że Ci mało

Chcę być słowem co uleciało

Zamiast ciągłych walk chcę na co dzień

Być odłamkiem szkła gdzieś przy drodze

Nic, nic a nic nie chcę Cię obchodzić

///:::///:::////”

Krystian przysiadł na krzesło i przymknął oczy… Coraz bardziej oddalała się od niego, a on był bezradny. Nie był wstanie zaprotestować ani zmusić jej do czegokolwiek… Póki co potrafił to znieść, bo nikt obok niej się nie kręcił… w innym przypadku dla kogoś mogłoby się to zakończyć źle, bardzo źle… Zagryzł zęby ze wściekłości.

~*~*~

Początek sierpnia, Monachium…

Paddy miał już dość siedzenia na garnuszku brata. Wciąż męczyły go obrazy z przeszłości, do których nie potrafił dobrać sytuacji, których wciąż nie rozumiał, a fragmenty wspomnień nie były na tyle wyraźne by mógł posklejać je w sensowną całość…. Pomimo, że Jimmy nic nie mówił o swoich problemach, Paddy widział, że brat ma kłopoty i obawiał się, że wiążą się one z jego osobą.

– Jimmy, możemy pogadać? – Paddy podszedł do brata siedzącego na gangu przed domem.

– Jasne… – odpowiedział jakby wyrwany z letargu. Podniósł się i poszli w okolice ogrodowej altany.

– Ubezpieczyciel wypłacił mi już część odszkodowania… Będę wdzięczny jak powiesz mi ile jestem ci winien za wszystko… Wiem, że pokrywałeś moje zobowiązania sprzed wypadku… ale szczegółów niestety nie pamiętam – spojrzał się przepraszającego.

– Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach – chrząknął Jimmy wkładając ręce do kieszeni spodni.

– Jimmy, nie jestem głupi. Widzę, że pakujesz się przeze mnie w jakieś gówno. Słyszałem wczorajszą kłótnie z Kathy – wyjaśnił brunet.

– Stań na nogi, odbij się finansowo, a wtedy wrócimy do tematu – poklepał Paddy’ego po ramieniu.

– Kampera dajesz na złom? – Skinął głową w kierunku przyczepy kempingowej.

– Kupuję nową, ta już jest stara, wszędzie rdzewieje i co chwile się psuje – westchnął towarzysz.

– Biorę ją, a tobie daję kasę na nowy kamper – oznajmił.

– Ale on się sypie, nie opłaca się go naprawiać – wyjaśnił Jimmy.

– Pomożesz mi wyremontować to i stąd się zwijam – rzucił stanowczo Paddy. – Nie mogę tu zostać, jak stąd nie wyjadę to oszaleję…

– Gdzie jedziesz? – Zapytał się młodszego brata.

– Francja, Hiszpania… Nie wiem jeszcze – wzruszył ramionami.

~*~*~

Tydzień później, Monachium…

Paddy jak postanowił, tak też zrobił. Za ostatnie pieniądze kupił bratu, jako częściową rekompensatę nowego kampera oraz potrzebne części do naprawy starego. Jimmy pomógł w remoncie i Paddy pojechał w szeroką drogę, tylko mu znaną. Jimmy obawiał się o niego lecz był pewien, że sobie poradzi, wyliże wszelkie rany, a potrzebny jest mu do tego jedynie czas.

Jimmy zaparkował przed hotelem, w którym to umówił się z rodzeństwem, jak to określił, w sprawach formalnych. Wszedł bez pukania do wyznaczonego wspólnie pokoju i bez zbędnych powitań przeszedł od razu do meritum sprawy.

– Tu Paddy oddaje pożyczone pieniądze, z wiadomych przyczyn spłaty się przeciągnęły w czasie – wręczył każdemu z rodzeństwa sporej objętości koperty z zawartością.

– Jimmy, my to rozumiemy… Mogliśmy jeszcze poczekać – Patricia westchnęła z wyrozumiałością.

– No nie każdy chciał czekać – burknął spoglądając przez okienną szybę.

– Kathy jak mogłaś?! – Patricia poderwała się z fotela i krzyknęła z wyrzutem.

– Chyba to nie jest prawda? – Angelo pokiwał głową z zażenowaniem.

– Ja umawiałam się na coś z Jimmym… nie dotrzymał słowa – odparła zadufana. – Ciekawe kogo teraz oskubałeś? To nie są pieniądze Patricka, on jest doszczętnie spłukany – spojrzała się spod byka na mężczyznę.

– Wszyscy dostali? Dostali! Koniec tematu – Jimmy zerwał się z miejsca i stanął twarzą w twarz z siostrą. – Wycofaj pozew, odsetki wyrównałem – oznajmił.

– Że co?! – Ryknął Joey i rozjuszony odepchnął Jimmy’ego zajmując jego miejsce. – Powiedz, że tego nie zrobiłaś! – zażądał lecz szatynka nic nie odpowiedziała więc kontynuował – masz, udław się ty stara hipokrytko – rzucił jej w twarz swoją kopertą i wyszedł bez słowa.

– Ja nie mogę tego zrobić, zmieniam Alexowi szkołę – Patricia spojrzała się na Jimmy’ego.

– Trzymajcie się …. – Jimmy poklepał blondynkę po ramieniu i również opuścił pomieszczenie.

~*~*~

Warszawa, 10 sierpnia…

– Dlaczego nie wyjdziemy chociażby do parku? – Matylda uniosła okulary przeciwsłoneczne spoglądając z ukosa na Nadię.

– Nie zaczynaj tematu – przewróciła oczami.

– Radek jest pod wielkim wrażeniem twojej hmmm twórczości … a może i twojej osobowości … urody – Matylda oznajmiła przeciągle uśmiechając się pod nosem.

– To zaledwie kilka tekstów, ale cieszę się z tego aneksu do umowy… wyższe honorarium otwiera mi nowe możliwości – mruknęła brunetka.

– Jakieś konkretne plany? – Blondynka poprawiła się na krześle.

– Najchętniej to wyprowadziłabym się z tego bagna, ale muszę odłożyć pieniądze na opiekunkę – podrapała się po skroni.

– Albo wstać z wózka… – oznajmiła Matylda. – Ostatnio dużo rozmawiałyśmy o twoich relacjach partnerskich… Może to nieetyczne, ale i tak ci powiem, bo jestem tu prywatnie. Analizując wszystkie aspekty nasuwa się jeden, hipotetycznie, najbardziej trafny wniosek otóż taki, że ty po prostu nie chcesz wstać z niego – spojrzała przeszywającym wzrokiem na Nadię.

– Żałosne – odwróciła głowę w bok zdegustowana.

– Nadia, zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nie robisz tego świadomie. Ale zdajesz sobie sprawę, że wózek chroni cię przed decyzjami z przeszłości… masz chociażby w tym komfort, że nikt nie zmusi cię do niczego, bo przecież biedactwo tyle przeszło – zacmokała ironicznie. – Gdy wstaniesz, demony powrócą i zażądają rozliczenia się z przeszłością… a ty tego nie chcesz… Boisz się, że Krystian cię zmanipuluje, weźmiecie ślub bez miłości i on zamknie cię w złotej klatce – posmutniała podsumowując.

– Skąd to możesz wiedzieć, co? – warknęła powstrzymując płacz.

– Bo sama tkwiłam przez lata w takim związku – blondynka przymknęła oczy. – Ale ja jeszcze wtedy miałam dla kogo żyć…

– To wszystko nie jest takie proste – westchnęła brunetka.

– Takie decyzje nigdy nie należą do łatwych i przyjemnych, ale dla ciebie to ostatnie chwile by zdążyć jeszcze to wszystko inaczej ułożyć… jeżeli będziesz zwlekać, to będzie twój koniec – powiedziała to w taki sposób, że dziewczynę przeszył dreszcz strachu.

– Czyli mam sobie poszukać księcia na białym koniu? – Zaśmiała się gorzko.

– Nie, masz po prostu zacząć żyć normalnie na 100%, nie zaledwie w 5%, bo to stan wegetatywny… Zaczniesz żyć pełnią życia, przez co staniesz się silniejsza i odporna na negatywne bodźce… a książę, on sam cię odnajdzie w swoim czasie – mrugnęła do brunetki zaczepnie. – No niekoniecznie na koniu, ale z kotem może być – zakpiła i obje parsknęły głośnym śmiechem.

~*~*~

Połowa września, Polska (gdzieś na Kaszubach)…

– Panie kochany! To tak dalej nie da rady! Muszę pana wypierdolić. Zjebał nam pan wszystko, co mogło dać się zjebać… Nawet betoniarkę chuj strzelił… a ty tylko pomocnik murarza, a nie człowiek demolka – gruby majster z jednym zębem na przędzie wydzierał się na bruneta.

– Przepraszam… – co mu pozostało powiedzieć skoro samozwańczy kierownik budowy oprócz języka polskiego i łamanego rosyjskiego nic nie rozumiał.

– Niech to chuj karmazynowy trzaśnie… trzymaj – wyjął z kieszeni pomięte 200 złotych i widząc niezadowoloną minę Paddy’ego dodał – ty się ciesz, że dostajesz cokolwiek, na czarno pracowałeś… bierz i won mi stąd – wcisnął mu w rękę banknot i oddalił się ochrzaniając innego pracownika tym razem z Ukrainy.

Paddy westchnął, poszedł się przebrać, opróżnił szafkę i powlókł się na oddalony, opuszczony parking gdzie znajdował się kamper, jego aktualnie jedyny dom.

Usiadł na czymś, co służyło mu za łóżko i schował twarz w rękach. Nic nie układało się po jego myśli. Był już w tylu krajach, imał się wszelkiego rodzaju pracy, ale w żadnej nie zagrzał miejsca na dłużej…. Faktem było to, że tak de facto oprócz muzyki, na niczym się dobrze nie znał… Był świadomy, że z pracą może być ciężko, ale nie sądził, że wszystko spieprzy przez swoją niewiedzę. Czuł się zażenowany… Francja, Hiszpania, Irlandia, Szkocja… Zastanawiał się po co tak w ogóle przyjechał do Polski? Wybrał specjalnie północną jej część ze względu na potencjalnie mniejszą ilość fanów w tym rejonie, mógł poczuć się bardziej anonimowy…

No niestety będzie musiał robić to, co umie najlepiej… zarabiając na muzyce, tym razem zbierając do kapelusza na ulicy… Zacisnął mocno powieki, wspominając dawne lata. To były często bardzo ciężkie czasy, o których próbował zapomnieć… W tym samym momencie rozdzwonił się jego telefon… podpis: POTTER.

– Halo – niechętnie powitał rozmówcę po drugiej stronie słuchawki.

– Siema Paddy, poznajesz mnie? – Wesoły głos rozbrzmiał w uchu mężczyzny.

– Tak – przytaknął bo co miał za wyjście.

– Jestem kolegą Jimma z wytwórni… słyszałem od niego o twoim wypadku i trochę o Sony… no niefajnie urządzili cię te kutasy – zahaczał gniewnie.

– Możesz mówić jaśniej o co ci dokładnie chodzi… – ponaglił go zniecierpliwiony Paddy. Najchętniej zakopałby się pod koc i przeczekał złe czasy.

– Szukam zaufanej osoby, znającej się na fachu… do współpracy – rzucił tajemniczo.

– Ja nie chcę żadnej współpracy… ostatnia odbija się mi czkawką do dzisiaj – wykpił znajomego brata.

– Tekściarza szukam w trybie pilnym… żółtodzioby wyżerają starych wyjadaczy, a wytwórnia na mnie wywiera presję – wyjaśnił.

– Ja jestem muzykiem, komponuję wyłącznie na swoje potrzeby – odpowiedział dumnie brunet.

– Zgódź się Paddy… na początek kilka tekstów po angielsku… to będzie praca na twoje potrzeby. Producent płaci bardzo wysokie honoraria. To naprawdę łatwy kąsek dla kogoś siedzącego w tym fachu. To bardzo wysokie wynagrodzenie w Polsce, spokojnie w rok odbijesz się finansowo w sporej części… dodatkowo dostaniesz w Warszawie opłaconą kwaterę – nalegał.

– Przemyślę to, ale zbytnio na mnie nie licz – odparł na odczepnego muzyk.

– Wiem, że podejmiesz się tego, to praca wyłącznie dla najlepszych. Podeślę ci adres mojej siedziby, będę za tobą czekał tyle, ile będzie to konieczne. Wiem, że warto – sprecyzował swoją odpowiedź i rozłączył się.

Paddy nie chciał tak łatwo zgadzać się na taką pracę, by rypać jak głupi dla byle jakiej nadmuchanej gwiazdki. To są za niskie progi jak dla niego. On przecież jest twórcą największych hitów, które wywindowały Kellych na szczyty list przebojów. To on był liderem zespołu… a teraz miałby być na usługi polskich celebrytów? Jego ego nie pozwalało mu na to.

Wyszedł z kampera, zarzucił na plecy futerał z gitarą i poszedł przed siebie…. Od dwóch tygodni mieszkał w dość małym miasteczku na Kaszubach, gdzie jeden drugiego bardzo dobrze zna. Tam żyło się prosto, z dnia na dzień… może nawet wiało nudą. Nie było wielkich wydarzeń muzycznych czy też sportowych, ale mieszkańcy potrafili się sami sobą zająć… W ciszy i w zamyśleniu pośród szarych murów doszedł do centrum miasta. Rynek był schludnie odrestaurowany, bruk, starodawne latarnie i pomnik, jak ktoś mu chwilę temu wyjaśnił, jakiegoś Remusa. Przeszkadzał mu jedynie obraz wielkich parasoli przy każdej z restauracji…

– Pieprzona komercja – syknął pod nosem.

Spojrzał się na kościół, który stał po jego lewej stronie. Znajdowało się w nim sanktuarium z bardzo ważnym aspektem w jego życiu… tak, rodzina zawsze dla niego była najważniejsza. Miał nadzieję, że i mu będzie dane stworzyć własną, szczęśliwą rodzinę…. Uśmiechnął się do snującej się w jego głowie pięknej wizji przyszłości… Udał się w kierunku miejskiej fontanny, położył na kostkę brukową futerał, przewiesił przez ramię gitarę. Rozejrzał się dookoła… nabrał powietrza do płuc… kurczę, będzie ciężko, ale tak łatwo nie podda. Zaczął grać i głośno śpiewać.

It’s been a hard days night and I’ve been working like a dog

It’s been a hard days night, I should be sleeping like a dog

But when I get home to you, I find the thing that you do

Will make me feel alright

[…]

Z czasem wokół niego zaczęła tworzyć się spora grupka zaciekawionych osób.

 

2 myśli w temacie “11. A HARD DAYS NIGHT

  1. Paddy mieszkający W kamperze ,historia lubi się powtarzać 😂powinien przyjąć tą propozycję na chwilę obecną to najlepsza sytuacja,no i zarobić na białego konia 😂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz