17. BROTHER BROTHER

17 GN - Kopia

Było po 8 rano, gdy Jędrek wychodził z mieszkania Nadii. Przywiózł jej przesyłkę… ważną. Wiedział doskonale jak trudny będzie to dzień dla brunetki więc nie krytykował listy zakupów o które go poprosiła przy okazji: duży zestaw McDonald, kilka puszek piwa i dwie butelki wina. Oferował też, że z nią zostanie, ale stwierdziła, że da sobie radę… Przyjacielowi było najzwyczajniej w świecie szkoda dziewczyny, ale uszanował jej decyzję.

Nadia była wdzięczna przyjacielowi za pomoc i wyrozumiałość. Wiedziała, że zawsze może na niego liczyć bez względu na okoliczności. Ceniła też jego lojalność, mogła powierzyć mu najskrytsze sekrety i była spokojna, że nie piśnie ani słowa. Traktowała go jak brata, którego jej tak bardzo brakowało… Jędrek wiedział sporo na temat jej relacji z Paddym, reszty mógł domyślać się jednak nigdy nie drążył tematu. Była w szoku, gdy zjawił się z przesyłką, mimo że poprosiła go tylko o zakupy. Nie zamawiała dvd, tak bardzo nie chciała oglądać tego koncertu. Nie marudziła jednak, gdy mężczyzna pokazał jej prezent. Zdawała sobie sprawę z tego, że wykorzystał wszelkie swoje znajomości, by zdobyć przesyłkę więc nie mogła teraz jęczeć i kwękać, że tego nie chce… Pomimo, że to był dzień premiery koncertu, to już od wczoraj można było obejrzeć poszczególne fragmenty. Nie obejrzała ani jednego, natomiast zachłannie łykała każdy komentarz jak i screen z koncertu… Poczekała aż Jędrek zamknie za sobą drzwi i powoli siedząc na łóżku rozdarła folię zabezpieczającą i rozłożyła tekturowo-plastikowe opakowanie (swoją drogą uznała, że to straszna chała). Uśmiechnęła się smutno na widok wizerunku Paddy’ego z gitarą. Przejechała palcem po zabarwionym papierze.  Zmienił się przez te lata i to bardzo. Z pewnością wpływ na jego wizerunek miała w dużym stopniu wytwórnia, ale musiała przyznać, że wyglądał korzystniej. Nigdy otwarcie nie przyznała się, lecz jeszcze bardziej podobał się teraz niż gdy spotykali się ze sobą. Stanowczo wolała go nawet w opiętych spodniach od palczastych, kolorowych skarpetek. Poza tym obecny image Paddy’ego dodał mu więcej pewności siebie. Stał się bardziej męski, chociaż w tej kwestii było wiele skrajnie różniących się od siebie opinii. Jednakże musiała przyznać się sama przed sobą, że pociąga ją jeszcze bardziej niż kiedyś, mimo widocznych już kurzych łapek, przerzedzonych brwi i farbowanych włosów – siwe pasma obniżyłyby jego „jakość” wśród nastoletnich fanek.

Włożyła krążek do odtwarzacza DVD, chciała wcisnąć play w chwili, gdy usłyszała sygnał nadchodzącej nowej wiadomości. Przewróciła oczami ze śmiechem widząc stałego rozmówcę.

Good Neighbour

„Hej, co tam u ciebie?😊

Good Neighbour

„Bo u mnie burdel. Remont mam w nowym mieszkaniu. Mam nadzieję, że szybko uwinie się z tym ekipa. Chociaż nie wiem jak to z nimi będzie, nie ogarniają podstaw. Rozumiesz, że chcieli mi wcisnąć stare, radzieckie organy zamiast wniesienia fortepianu? Masakra 🙈.”

Nadia lubiła jego monologi, popadał w nich ze skrajności w skrajność. Przypominał jej Paddy’ego, któremu nigdy nie zamykała się buzia w jej towarzystwie… no pomijając momenty, gdy byli zajęci czymś innym. Skarciła się za to wspomnienie. Chciała odpisać, ale był szybszy i podesłał kolejną wiadomość z linkiem.

Good Neighbour

„(przesyła link z: Michael Patrick Kelly – Roundabouts (Live))

Widziałaś już? Co o tym sądzisz?”

Nadia Lenard

„Hej. U mnie sporo pracy. A Empikeja jeszcze nie oglądałam, ale mam zamiar to uczynić.

(przesyła zdjęcie z pudełkiem dvd)”

Good Neighbour

„O Ty! Już masz to u siebie?

Poza tym, ładne nogi.😍😜

Nadia zarumieniła się, nie pomyślała tylko zrobiła zdjęcie okładki, którą i owszem położyła na nogach.

Good Neighbour

„Też chciałbym tak z tobą poleżeć i pooglądać.”

Good Neighbour

„Nie, że nogi chociaż też mógłbym.

Chodzi mi o DVD. Jestem w Warszawie, może spotkamy się i wspólnie obejrzymy? Raczej będzie sporo tematów do rozmów, zapewniam😉.”

Nadia Lenard

„Dzięki, ale nie spotykam się prywatnie z czytelnikami czy to grupy, czy innych witryn internetowych.

Poza tym twórczość tego artysty jest dla mnie szczególna i chciałabym pokontemplować w samotności.”

Good Neighbour

„A on też jest szczególny?”

Nadia coraz bardziej czuła się skołowana i nie do końca wiedziała co ma myśleć na temat wiadomości mężczyzny.

Nadia Lenard

„Zawsze będzie ważny w jakimś sensie.

Przepraszam, muszę już kończyć.”

Good Neighbour

„Ok, rozumiem 🙂”

Good Neighbour

„Mam tylko prośbę.

Jeżeli możesz to odpisuj mi trochę szerzej niż jednym zdaniem. Jesteś bardzo inteligentną kobietą i lubię z Tobą dyskutować.”

Good Neighbour

„A, i jeszcze jedno. Nie nazywaj go Empikej. Empik to sklep, a on to człowiek posiadający swoje imię, nazwisko jak i tożsamość.”

Poczuła się trochę głupio i niezręcznie po ostatnim zdaniu rozmówcy.

Nadia Lenard

„Ok, postaram się.

Co do Empikeja, masz rację. Nie będę tak pisać.

Pozdrawiam i życzę miłego dnia ️”

Skasowała jak zawsze wszystkie wiadomości. Robiła to z przyzwyczajenia, z czasów związku z Krystianem… Poprawiła się na łóżku usiadła i skrzyżowała nogi a laptop postawiła przed sobą. Drżącą dłonią wcisnęła spację i zaczęła oglądać. Już na samym początku żałowała, widok Paddy’ego powodował rollercoaster emocjonalny. Otwierała puszkę po puszce, nie potrafiła znieść tego w normalny sposób. Fanki w komentarzach zachwycały się jego profesjonalizmem na scenie. Owszem nie można było zarzucić braku profesjonalizmu czy precyzyjności co do całego koncertu jak i utrwalenia go. Jednak Nadia znała Paddy’ego jak nikt inny, do tej pory potrafiła czytać jego jak książkę. Odgrywał rolę, którą mu zlecili lub którą chciał sam zagrać. Był nadzwyczaj spięty. Pomimo, że sporo ruszał się na scenie wiedziała, że każdy ruch jest przemyślany i odwzorowany na potrzeby nagrania. Radość i prawdziwe uczucia pokazał zaledwie kilka razy. Trudno dziwić się, po tym co menedżer zrobił to raczej nikt nie miałby ochoty na jakiekolwiek widowisko. Aczkolwiek było to najlepsze DVD pod względem jakości ze wszystkich jakie powstały do tej pory. Porównując to do DVD do nagranego koncertu rodzinki z letniej trasy to wszystko wyglądało niczym festyn dla kuracjuszy sanatorium w Ciechocinku. Zresztą i oni podpadali podobieństwem do bohaterów kiepskiej produkcji typu „Sanatorium Miłości”….  Podczas składanki kilku swoich piosenek z czasów Kelly, Paddy wyszedł do publiczności.

– Na co się łajzo patrzysz? Kurwa, na ciebie to on nie spojrzy! – Warknęła widząc rozanielone twarze fanek. – Pindy jedne! – Huknęła odkorkowując butelkę z winem. Szybkość picia była rekordowa, ale nie miała sił na to wszystko. A teraz jeszcze stała się zazdrosna, pierwszy raz w życiu i to bardziej ją irytowało.

„Roundabouts” i „Higher Love” przeżyła bardzo osobiście. Zdawała sobie sprawę o kim śpiewa i to nie wcale o Stwórcy czy o uniwersalnej historii miłosnej to wszystko miało drugie, głębokie i zamulone dno. Z każdym kolejnym fragmentem płakała jak dziecko.

Pod koniec koncertu osunęła się na poduszkę z niedopitą butelką. Ten stan wydawał się przez moment idealny. Nie umiała zebrać myśli, więc mogła zachłannie karmić się jego widokiem. Tak bardzo chciała być gdzieś obok, poczuć jego dotyk, jego skórę, jego zapach.

Teraz wiedziała, że obejrzenie tego koncertu było najgorszym błędem… ale włączyła ponownie.

Tęsknota była zdecydowanie silniejsza od kruszącego się serca kawałek po kawałku niczym porcelana.

~*~*~

Wskazówki zegara pokazały właśnie południe, gdy Krystian zaparkował przed blokiem. W pośpiechu z tylnego siedzenia wyjął siatki z zakupami i udał się do mieszkania. Ubłagał Kacpra by zabrał gdzieś Ulkę na weekend więc mógł spędzić z Nadią dwa całe dni. Najpierw obiad, potem kolacja, wspólny wieczór … Na samą myśl uśmiechnął się do siebie. Miał nadzieję, że będąc sam na sam z brunetką przypomni jej stare, dobre czasy, gdy mieszkali we dwoje. Okres narzeczeństwa nie był zły, wręcz prawie idealny, dopóki brat Kelly’ego nie zaczął wtrącać się i mącić. Blondyn nie był w stanie stwierdzić, którego z nich bardziej nienawidzi. Jeden sypiał z kobietą, którą Krystian kocha do tej pory. Drugi zrujnował mu całe życie, gdyby nie … James… to dzisiaj sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej.

Krystek już na samym wejściu zaklną pod nosem słysząc najgorszy głos świata dobiegający z pokoju Nadii. Pieprzona premiera koncertu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że brunetka nie będzie w nastroju na romantyczny wieczór…. Położył siatki na kuchennym blacie i zaczął myśleć intensywnie nerwowo stukając palcami o drewnianą deskę. Kobieta zazwyczaj starała się unikać oglądania solowej twórczości Paddy’ego. Po każdej nowej piosence czuła się przygnębiona i nawet blondyn nie mógł patrzeć na taki widok. Aczkolwiek ostatnio co raz częściej czytała o nim informacje i przeglądała zdjęcia. Krystian pamiętał bardzo dobrze spojrzenie mężczyzny z jednego ze zdjęć na tablecie Nadii. To właśnie przez to zniszczył jej urządzenie.

Nabrał powietrze do płuc i wszedł do pokoju dziewczyny.

– Cześć. Pomyślałem, że może coś wspólnie przygotujemy na obiad. – Starał się, by jego ton nie zdradził irytacji na widok debila na ekranie.

– Już jadłam. Wystarczy mi do wieczora. – Odchrząknęła Nadia nie patrząc na mężczyznę.

– Rozumiem, że masz zamiar szlochać w poduszkę przez cały dzień … zresztą jak zwykle. – Krystian zakpił, nie miał zamiaru kryć zażenowania.

– Pytał się ciebie ktoś o zdanie? – Zapytała dość niewyraźnie co przykuło uwagę blondyna.

– Piłaś? – Pytając się dostrzegł puste puszki po piwie i butelkę po winie. – Kurwa, kobieto! To jest dopiero południe a ty już wstawiona jesteś! – Krzyknął wzburzony.

– A co ciebie to obchodzi? Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy! – Odburknęła.

– To jest niedorzeczne! – Nie spuszczał z tonu.

– Ojej, doprawdy? – Zaśmiała się bełkotliwie. – I co teraz masz zamiar zrobić? Poskarżyć się Bogusiowi? „Halo Bogdan. Tu twój dupolizaj. Twoja córka się schlała, a to jest niedorzeczne przecież!” – Udawała rozmowę przez telefon.

– Nie kompromituj się jeszcze bardziej. – Powiedział już spokojniejszym głosem. – Żeby był jeszcze powód. Ale nie to, że oglądasz tego kretyna. – Prychnął prześmiewczo.

– Serio? Ten kretyn jest facetem mojego życia! – Wskazała palcem na monitor jednocześnie patrząc się mężczyźnie prosto w oczy. – Gdyby nie twoje intrygi już dawno byłabym jego żoną, miałabym swoją rodzinę i byłabym szczęśliwa! A ty to wszystko zrujnowałeś! To wszystko twoja wina… przez ciebie jestem na wózku a Wojtek nie żyje! Mało ci jeszcze? – Straciła całkowicie kontrolę nad swoją wypowiedzią.

– Możemy się nie kłócić? Chciałem tylko miło spędzić czas. – Wychrypiał drżącym tonem. Uciekł spojrzeniem w bok. Jeszcze nigdy Nadia nie powiedziała takich słów patrząc mu prosto w twarz…. Bolało.

– Jak będę chciała miło spędzić czas to zadzwonię po Radka. – Stwierdziła z satysfakcją, że dobija powoli swoją ofiarę.

– No właśnie co do tego chłopaczyny… Wiesz, że siedział kupę czasu w psychiatryku za niepoczytalność? Stamtąd trafił do więzienia. Kasacja dała mu uniewinnienie, bo materiał dowodowy jednoznacznie nie przesądzał o jego winie. Prokuratura dostała za to w dupę… ale gdyby tak przypadkiem ktoś dostarczył dowód zbrodni z jego odciskami i innymi duperelami? Świadkowie mogą się odnaleźć. Wiesz, sprawa nie jest jeszcze przedawniona a zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem to dożywocie, o które wnioskował już poprzednio prokurator. – Wyćwierkał z szelmowskim uśmiechem.

– Mam przestraszyć się tego? Czy od razu rzucić Radka? – Zadrwiła.

– Powinnaś odejść od niego. Morderca zawsze pozostanie mordercą. – Odgarnął włosy z jej twarzy.

– A psychopata pozostanie psychopatą…. Widzisz, ile was łączy. – Uśmiechnęła się ironicznie.

– Nigdy więcej nie porównuj mnie z nim. Rozumiesz? – Chwycił podbródek dziewczyny. – Nikogo nie zabiłem.

– Czyżby? – Spojrzała się na niego. – Zresztą wolę być z mordercą niż z chujem w wazelinie.

– Słuchaj, poradziłem sobie z nim… – mówiąc przeciągłym tonem skinął głową na ekran laptopa. – Poradzę sobie i z Radkiem.

– Jesteś chory. – Przewróciła oczami z zażenowaniem.

– To się jeszcze okaże. – Skierował się do wyjścia, ale przystanął na moment jakby się trochę wahał. – Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się o los matki. Kiepsko to wszystko wygląda. – Skrzywił się teatralnie.

– Wyjdź… – Przymknęła oczy by nie wybuchnąć.

– Biedna Dorota. Przed laty podpisała intercyzę więc z podziału nici. Zostanie z niczym: bez mieszkania, bez pracy, bez pieniędzy. – Zacmokał drwiąco.

– Da sobie radę i dobrze o tym wiesz. – Próbowała uspokoić emocje.

– Widzisz ją jako sprzątaczkę? Pozwolisz na to, by twoja matka tak się upodlała? – Podszedł i nachylił się do kobiety. – Znasz Bogdana…. nie da jej tu żyć. Dla niego to będzie jeszcze większa zabawa niż teraz.

– To co w takim razie proponujesz? – Odsunęła się od mężczyzny, nie lubiła czuć na skórze jego oddechu.

– Mógłbym porozmawiać z Bogdanem. Traktuje mnie jak syna, zawsze … No dobra… przeważnie dogadujemy się. – Taksował ją wzrokiem.

– Co chciałbyś w zamian? Nie robisz przecież nic nigdy bezinteresownie. – Odepchnęła blondyna i zapaliła papierosa.

– Dziecko. – Wypowiedział to spokojnie, lecz dobitnie.

– Słucham? – Nadia zmarszczyła brwi nie rozumiejąc powyższego żądania.

– Chcę dziecko… – powtórzył jeszcze raz. – z tobą. – Doprecyzował.

– Jaja sobie robisz? – Parsknęła śmiechem, ale widząc postawę Krystiana kontynuowała. – Ciebie przecież pojebało już do końca. Ja tobie nie powierzyłabym psa pod opiekę a co dopiero świadomie sprowadzić niewinne dziecko na świat dla twoich dalszych rozgrywek.

– To nie tylko dotyczy twojej mamy, ale też Radka, Matyldy… a nawet Padzika. Chyba nie chcesz by kolejny jego wypadek okazał się śmiertelny? – Zaśmiał się podle widząc napięte mięśnie twarzy brunetki.

– Moja mama sobie poradzi. Paddy podobno wyjechał z Niemiec. Na działania Radka i Matyldy nie mam wpływu. – Odchrząknęła.

– Ale wróci chociażby na rozprawę…. a wtedy kto wie co się może stać. Fanki wpadłyby w histerie. – Ciągnął dalej temat.

– Jeżeli coś mu zrobisz, gwarantuję ci, że i mnie tu już nie będzie. – Próbowała powstrzymać łzy.

– Nawet nie próbuj, bo oddam cię tam, gdzie siedziałaś przez jakiś czas. Chyba tego nie chcesz, co? – Obrysował palcem kontur jej twarzy. – Znowu będziesz na dnie i znowu tylko ja będę obok ciebie…. nikogo innego tam nie będzie. Przerabiałaś to już, więc pamiętasz to doskonale. – Musnął dłoń brunetki obserwując jej każdą reakcje. – A no tak, możesz tego nie kojarzyć, bo faszerowali ciebie psychotropami. – Dodał ze śmiechem.

– Wynoś się … – Warknęła.

– Zrozum, że nie uwolnisz się ode mnie. Tak dużo nas łączy. Przeszłość scala na całe życie, bo dyktuje nam swoje warunki, by przyszłość miała jakiekolwiek szanse na zaistnienie. – Wyprostował się i chwycił kosmyk jej włosów owijając go wokół palca. – Moje rozwiązanie będzie z korzyścią dla wszystkich, w szczególności dla ciebie. Dla matki mojego dziecka zrobiłbym przecież wszystko i nie pozwoliłbym na niepotrzebny stres.

– To szukaj takiej głupiej gdzieś indziej, bo ja nie mam zamiaru wchodzić do tego bagna. Nie zmusisz mnie żadną groźbą. Rozumiesz? – Odepchnęła blondyna.

– Dobra, skoro stroisz fochy to twój problem. Przeładowałaś się głupotami więc dość tego na dziś. – Zabrał jej telefon i laptop z jej nóg.

– Oddawaj! Na co sobie pozwalasz idioto? – Próbowała wyszarpać swoją własność, ale Krystian okazał się za silny.

– Oj Nadia, Nadia. Przemyśl to kochanie. – Blondyn westchnął stając w progu.

– Wypierdalaj! – Rzuciła szklanką, która rozbiła się o zamknięte już skrzydło. W odpowiedzi usłyszała dźwięk przekręcającego się zamka w drzwiach.

~*~*~

Kilka godzin wcześniej, Warszawa.

– Pan oszalał?! Fortepian! Niby jak?! – Grubszy mężczyzna aż opluł się z wrażenia.

– Nie obchodzi mnie to… chcę fortepian i już… balkonem i tyle! – Paddy założył ręce na piersi i tupnął nogą niczym uparte dziecko.

– Toć się nie zmieści! Nie chce pan organów, takich małych przenośnych? Po synie mam. Kupione za Gierka, takich już pan dzisiaj nigdzie nie znajdziesz. – Zaproponował ten sam robotnik będąc dumny ze swojego starego nabytku.

– Ale czy pan rozumie, że nie chcę jakiegoś ruskiego szmelcu, tylko mój fortepian. – Brunet tłumaczył przez zaciśnięte zęby, był już zirytowany sytuacją.

– Ale panie, pan jest jakimś Van Goghem, że potrzebny fortepian? – Robotnik rozłożył bezradnie ręce.

– Głupi jesteś! To był ten… no… jak mu było? No ten Czopen… – Wtrącił się drugi robotnik, chudszy i młodszy. Był sam w szoku jaką błyskotliwością zabłysnął. 

– Panowie nie jestem żaden Chopin tylko Patrick… – Podniósł ręce w geście zakończenia tematu. – Dajcie podnośnik, nie wiem wymontujcie okno, zburzcie ściankę, potem na nowo ją postawcie… Róbcie co chcecie, jak fortepian będzie w mieszkaniu i skończycie robotę dam wam premię i dobrą wódeczkę… – Wymusił uśmiech, nie miał już innych pomysłów.

– Coś się wymyśli panie kochany. – Starszy robotnik podrapał się po czole. Widać było, że z entuzjazmem przyjął propozycję bruneta.

– No, wiedziałem, że się razem dogadamy… przecież panowie! Jak nie wy to kto? – Wzniósł ręce ku górze, czuł się w danej chwili zwycięzcą. 

Paddy wiedział doskonale, że pomysł z fortepianem był dość szalony. Aczkolwiek bardzo brakowało mu muzyki, tworzenia, ale i sceny. Poza tym nigdy nie wiódł zwykłego życia, zawsze była trasa… Nie do końca wiedział, czy poradzi sobie w takim zwykłym, szarym, codziennym życiu. Nie czuł się na siłach, by wrócić do Niemiec, lecz zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później i tutaj ktoś go rozpozna. To chyba przerażało go najbardziej… Nie chciał o tym myśleć. Spojrzał się jeszcze raz na nieszczęsną ekipę budowlaną stojącą na chodniku przed blokiem, w którym mieszka i głośno westchnął. Wsiadł do taksówki, która właśnie podjechała i pojechał na spotkanie z Edkiem.

Po 20 dostał sms, że wszystko gotowe w mieszkaniu. Po drodze do domu spotkał się z kierownikiem i wręczył obiecaną premię wraz z trzema flaszkami dobrego trunku. W sumie miał dać sześć, dla każdego po jednej, ale nie wystarczyłoby w takim układzie dla niego więc podzielił sprawiedliwie- połowa dla ekipy, połowa dla niego… Już w taksówce raczył się doborowym trunkiem, przeglądając przy okazji nowinki z portalu społecznościowego. Od rana sensacją okazała się być premiera pożegnalnego DVD. Prychnął czytając kolejny raz patetyczny i wychwalający go pod niebiosa wpis Sony. To nazywa się dopiero hipokryzją. Jedynym pozytywem tego aspektu był poranny przelew na całkiem przyzwoitą sumę oraz stałe profity za sprzedaż… Niezgrabnie dowlekł się do swojego mieszkania, zatrzasnął z impetem za sobą drzwi. Rozejrzał się tępym wzrokiem po zabrudzonym pomieszczeniu, wszędzie unosił się jeszcze pył po remoncie. Niezdarnie przesunął nogą brudne wiaderko po farbie i chwiejnym krokiem udał się do jeszcze niedawno pustego pokoju. Było idealnie, tak jak chciał. W pomieszczeniu stał jedynie czarny, nowoczesny fortepian. Paddy podszedł bliżej i drżącą dłonią przejechał delikatnie po klawiaturze fortepianu. Tak bardzo tęsknił za poprzednim życiem, którego pewien okres czasu znał jedynie z opowiadań rodziny oraz żony. Odłożył ostrożnie na podłogę jego magiczną ciecz- czuł się niczym Dzwoneczek z Disneya, która miała magiczny pył. Tylko skutkiem ubocznym jego magii były częste wizyty w toalecie i kac morderca. Przynajmniej w ten sposób mógł zagłuszyć swoje emocje i uczucia, w których był już całkiem zagubiony. Powoli zaczął grać refren „Roundabouts”, klawisz po klawiszu, nuta po nucie…. łza po łzie. Mimo amnezji doskonale wiedział o kim jest ten utwór, zresztą jak każdy jego tekst. Był wściekły na siebie, że nic nie robi, by spotkać się z Nadią. Jest związana z muzyką, Edek ją kojarzy więc na pewno da radę znaleźć na nią namiary. Przymknął oczy i oparł głowę o górne zdobienie fortepianu. Jaki z niego skończony kretyn, że dopiero pomyślał o Potterze. Nie miał sił, by do niego pisać teraz wiadomość więc przełożył to na bardziej poczytalne chwile.

Przysypiał już, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zerwał się na równe nogi, potrzebował jednak chwili, by pomyśleć co chciał zrobić. Chwycił za prawie pustą drugą z trzech zakupionych wcześniej butelek i nieporadnie powlókł się do drzwi wejściowych.

– Czytasz mi w myślach kochany! Właśnie o tobie myślałem. – Otworzył drzwi, był przekonany, że to Edek, więc nie czekał z wylewnym przywitaniem.

– Serio? Nie wiem na kogo czekasz, ale zabrzmiało to gejowato. – Wychrypiał starszy brat.

– O, jaka niespodzianka! – Paddy wyszczerzył się. – Braciszek, mój własny mnie odwiedził. Jak miło. – Złożył ręce z zachwytem.

– Tak precyzyjniej to się wprowadzam na jakiś czas, bo aktualnie jestem bezdomny. – Przesunął ledwie już przytomnego bruneta i wszedł do środka. – Rozwodzę się z Meike.

– Aha, to ty też … – Paddy jakby otrzeźwiał na moment, zamknął drzwi. – Czuj się jak u siebie. – Wywinął ręką w geście zaproszenia. Na całe szczęście Jimmy okazał się mieć refleks i odsunął się w porę, inaczej palec brata wylądowałby w jego gałce ocznej.

– Jaka tu melina! – Rozejrzał się po brudnym mieszkaniu.

– Wypraszam sobie! Nie zdążyłem posprzątać jeszcze. Zaraz to ogarnę. – Do końca opróżnił butelkę.

– Lekarz nie pozwolił tobie pić. Bierzesz leki, a ich nie można łączyć z alkoholem. – Przypomniał Jimmy kładąc swoje torby na podłodze.

– Tylko trochę, dla zdrowotności. – Machnął ręką z lekceważeniem i zginął w jednym z pomieszczeń. – Zresztą tu wpłynie, tam wypłynie… panta rei! – Wrócił po chwili otwierając nową butelkę.

– Taaa, kurwa! Panta rei to masz z pewnością w mózgu. – Odparł z przekąsem do brata.

– Jak się cieszę, że jesteś. Tak bardzo mi smutno. – Paddy objął Jimmy’ego. – Obiecaj, że już mnie nie zostawisz. Będziemy razem, cały czas jak w zakonie. – Wymamrotał Paddy przytulając brata.

– Bliżej nam do psychiatryka, ale spoko. – Poklepał bruneta po plecach. – Będzie wesoło, ja pierdolę…

Dodaj komentarz